Urzędy centralne mają coraz mniej ofert pracy dla absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, rządowej uczelni kształcącej elitarne kadry urzędnicze. Problem ten stawia istnienie uczelni pod znakiem zapytania - pisze czwartkowa "Rzeczpospolita".
W 2011 r. zwrócono co trzecią ofertę pracy nadesłaną z urzędów do KSAP. W 2006 r. było to tylko 10 proc. Powodów jest kilka, ale główny jest taki, że administracja publiczna szuka przede wszystkim specjalistów w wąskich dziedzinach np. prawników – administrawistów czy inżynierów ze znajomością prawa administracyjnego. Jednak KSAP takich nie kształci.
Oferty były odrzucane także z powodu braku odpowiednich certyfikatów. Kancelaria Premiera w raporcie na temat szkoły ocenia, że oferta kształcenia jest w niej "niedostosowana do potrzeb współczesnej administracji".
Kuźnia kadr
Kontrola wykazała też błędy w rekrutacji. Okazało się, że spośród kandydatów na słuchaczy wybierano zbyt wielu absolwentów politologii czy stosunków międzynarodowych, a zbyt mało tych po prawie, administracji i ekonomii czy studiach specjalistycznych. Spada też ranga stanowisk obejmowanych przez absolwentów szkoły. Jak pisze "Rzeczpospolita", coraz częściej proponuje im się stanowisko specjalisty, rzadziej – lepiej płatne głównego czy starszego specjalisty.
Raport Kancelarii Premiera jasno stawia pytanie czy szkoła powinna nadal istnieć. Jednak dyrektor KSAP dr Jacek Czaputowicz przypomina, że w 2009 r. kształcenie na uczelni zostało zreformowane. Wprowadzono zajęcia w języku obcym, wzrosła liczba egzaminów, a do komisji rekrutacyjnej weszły osoby z doświadczeniem w administracji. – Zasadnicza zmiana, która jest obecnie dyskutowana, dotyczy wprowadzenia dodatkowego, drugiego stażu w administracji krajowej – mówi "Rzeczpospolitej" dr Czaputowicz. I zapewnia, że premier nie myśli o likwidacji uczelni.
Obecnie w KSAP trwa nabór, który zakończy się pod koniec czerwca.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24