200 respiratorów, które Ministerstwo Zdrowia kupiło od handlarza bronią, stoi w składnicy Agencji Rezerw Materiałowych w Szepietowie w województwie podlaskim. Z nieznanego powodu ARM nie wydaje ich szpitalom. Resort zdrowia nie wyjaśnia też, dlaczego respiratory wciąż stoją w magazynie ARM.
W kwietniu Ministerstwo Zdrowia podpisało umowę z firmą E&K, reprezentowaną przez handlarza bronią Andrzeja Izdebskiego. Z obiecanych 1241 urządzeń biznesmen dostarczył jedynie 200. W dodatku do dziś nie oddał ponad 70 milionów złotych z przekazanej mu zaliczki na ten zakup oraz naliczonych kar.
Dopiero w poniedziałek, mimo że termin umowy minął 30 czerwca, Ministerstwo Zdrowia wystąpiło do Prokuratorii Generalnej RP o wszczęcie postępowania o zabezpieczenie i zapłatę w związku z nieuregulowaniem zaległych płatności przez firmę E&K. Śledztwo w sprawie zamówienia wszczęła też prokuratura, ale na razie jedynie zbiera dowody w sprawie.
Tymczasem w szpitalach zaczyna dramatycznie brakować respiratorów. Z danych podanych w środę przed południem przez Ministerstwo Zdrowia wynika, że do dyspozycji pacjentów z COVID-19 dostępne były 2094 respiratory, spośród których wolnych było 469 urządzeń. Jednak są województwa, w których wolne są jedynie pojedyncze respiratory. Tak było w środę między innym w województwie mazowieckim (osiem wolnych respiratorów), pomorskim (cztery), małopolskim (12).
Posłowie na tropie
- Kilka tygodni temu wystąpiliśmy do Agencji Rezerw Materiałowych o pięć respiratorów oraz o kardiomonitory. Do dziś nie dostaliśmy ani sprzętu, ani odpowiedzi - opowiada w rozmowie z tvn24.pl przedstawiciel jednego ze szpitali. Z obawy przed zemstą polityków prosił o zachowanie anonimowości. Jego szpital musiał kupić sprzęt medyczny na wolnym rynku z własnych środków.
Z informacji, do których dotarł tvn24.pl, wynika, że szpitale nie mają co liczyć na sprzęt dostarczony przez firmę E&K. Co dzieje się z 200 respiratorami od Andrzeja Izdebskiego? Próbowali się tego dowiedzieć m.in. posłowie Michał Szczerba oraz Dariusz Joński, którzy od kilku miesięcy prowadzą kontrole poselskie w Ministerstwie Zdrowia. "Czy którykolwiek z respiratorów został rozdysponowany do podmiotów leczniczych?" - zapytali posłowie w piśmie do ministra zdrowia. Poprosili też o wskazanie miejsca, gdzie rozdysponowano sprzęt od E&K oraz daty, kiedy do tego doszło.
Z odpowiedzi, którą w poniedziałek wysłała im Anna Goławska, obecnie wiceminister zdrowia, a w momencie podpisywania umowy z Andrzejem Izdebskim dyrektor generalna resortu, wynika, że do szpitali nie przekazano żadnego respiratora. "Respiratory zakupione przez Ministerstwo Zdrowia od spółki E&K sp. z o.o. znajdują się w składnicy Agencji Rezerw Materiałowych w Szepietowie. Sprzęt jest w pełni sprawny i gotowy do wydania podmiotom leczniczym" - napisała Goławska.
- W Warszawie nie ma wolnego respiratora, a od lipca zalega w magazynach sprzęt od kontrahenta Łukasza Szumowskiego. Ta niewielka cześć z zamówienia, które nie zostało zrealizowane. Protokoły odbioru wykazały brak podstawowej dokumentacji i prawidłowych przewodów zasilających w tlen. Handlarz zobowiązał się do ich wymiany. Miał je zainstalować i przeszkolić personel medyczny. Dziś z posłem Jońskim dowiadujemy się, że sprzęt jest gotowy do wydania podmiotom leczniczym. Czy ministerstwo bezczelnie kpi z pacjentów? Ile ludzi już umarło, bo nie miało dostępu do sprzętu? Kto weźmie za to odpowiedzialność? Kto tym trefnym kontraktem wziął w zastaw życie Polaków? - pyta w rozmowie z tvn24.pl poseł Michał Szczerba. A Dariusz Joński dodaje: - Na nasz serwis interwencyjny koronawiruspomagamy.pl dostajemy z posłem Szczerbą każdej godziny zgłoszenia medyków o brakach respiratorów. Dostępność deklarowana przez wojewodów niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.
ARM nie odpowiedziała na pytania tvn24.pl dotyczące wydawania respiratorów. MZ odpowiedziało, że sprzęt jest gotowy do wydania, ale nie wytłumaczyło, dlaczego go nie wydaje.
Respiratory za pieniądze Funduszu Sprawiedliwości
O tym, że sprzęt od Izdebskiego nie jest pełnowartościowy, świadczyły dokumenty ujawnione we wrześniu przez stowarzyszenie Watchdog Polska. Wynikało z nich, że urzędnicy odebrali sprzęt od Andrzeja Izdebskiego bez gwarancji, bez listy dostawców części zamiennych i podmiotów uprawnionych do serwisu, bez paszportów urządzenia oraz bez przewodów umożliwiających podłączenie respiratorów do tlenu. Nie wiadomo też, kto miałby dokonać przeszkolenia pracowników, którzy mieliby obsługiwać respiratory. Tego wszystkiego wymaga od firmy E&K art. 90. Ustawy o wyrobach medycznych. Ministerstwo nie odpowiedziało nam, kto zadba o to w przypadku sprzętu od Andrzeja Izdebskiego.
Według dokumentów Krajowego Rejestru Sądowego Izdebski zatrudnia jedną osobę i nigdy nie zajmował się handlem sprzętem medycznym.
Rząd i premier niemal codziennie informują, że do szpitali trafiają kolejne respiratory z państwowych rezerw. Ale informacje o szczegółach sprzętu nie są nigdzie udostępnianie. Redakcji tvn24.pl udało się sprawdzić jeden z takich przypadków.
21 sierpnia wiceszef Ministerstwa Aktywów Państwowych zatweetował: "Dzięki mojej inicjatywie w maju podczas walki z pandemią koronawirusa 2 nowoczesne respiratory z @MZ_GOV_PL i Funduszu Sprawiedliwości trafiły do Szpitala Powiatowego w Nysie".
Wtedy Ministerstwo Zdrowia powinno mieć już w dyspozycji setki urządzeń od Andrzeja Izdebskiego. Ale nie miało ani jednego. Co zatem trafiło na Opolszczyznę? Zapytaliśmy o to odpowiednie ministerstwa. Na początku września Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało nas, że przekazało na ten cel 44 tysiące złotych z Funduszu Sprawiedliwości. Z kolei Ministerstwo Zdrowia przekazało, że z rezerw Agencji Rezerw Materiałowych przekazano do ZOZ Nysa dwa respiratory T7 chińskiej firmy Ambulanc Tech. Co. Ltd z Shenzhen.
To sprzęt, który jest o kilka klas gorszy od sprzętu dostarczonego przez Andrzeja Izdebskiego. - Dziwi mnie, że coś takiego trafia do szpitali. To jest respirator transportowy. Działa w oparciu o rozwiązania stosowane w karetkach w latach 90. Ma napęd pneumatyczny, zamiast stosowanych w nowoczesnych respiratorach kompresora lub turbiny. Zresztą część ordynatorów odmówiła przyjęcia tych urządzeń na swoje oddziały. W jednym ze szpitali okazało się, że ciśnienie tlenu w sieci szpitalnej jest za niskie, żeby skalibrować czujnik tlenu w tym respiratorze, co uniemożliwia na dłuższą metę jego właściwe funkcjonowanie. A kalibrację wykonano ostatecznie z użyciem specjalnie przywiezionej butli. Ale po przeprowadzeniu szkolenia dla personelu okazało się, że w butli jest za słabe ciśnienie, żeby skalibrować drugi respirator - opowiada nam osoba, która od kilkunastu lat działa w branży sprzętu medycznego.
W ramach zakupów covidowych Ministerstwo Zdrowia zakupiło 200 urządzeń typu T7.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24