Nietypową sprawą zajmie się dzisiaj Sąd Najwyższy. Chodzi o tajemnicę, jaką objęta jest ochrona świadków koronnych, a która stanęła na przeszkodzie Elżbiecie M., konkubinie skruszonego gangstera, w dochodzeniu swoich praw przed sądem. Kobieta, która - podobnie jak jej partner - zgodziła się na status świadka koronnego, a następnie z tego zrezygnowała, teraz domaga się wypłacenia ponad 850 tys. zł za utracone w tym czasie zdrowie, pracę i mienie - donosi "Gazeta Wyborcza".
Elżbieta M. chce, by policja i prokuratura wypłaciły jej odszkodowanie, zadośćuczynienie oraz rentę za straty, jakie poniosła uczestnicząc w programie ochrony świadków koronnych. To precedens w Polsce.
Porzuciła pracę, sprzedała mieszkanie
Sprawa dotyczy gangu pruszkowskiego, który w połowie lat 90. kontrolował szlak przerzutu kokainy z Ameryki Południowej. Grupa ta została rozbita przez UOP w 1999 r., co nie byłoby możliwe bez współpracy świadków koronnych. Jeden z nich to Sławomir H., wcześniej również zaangażowany w przestępczy proceder przerzutu narkotyków.
Status świadka koronnego zapewnił mężczyźnie - podobnie jak wielu innym skruszonym bandytom - ochronę, zmianę tożsamości i bezkarność. Programem ochrony zostali objęci również ich najbliżsi, wśród nich - konkubina Sławomira H., Elżbieta M., która do programu przystąpiła w 2000 r.
Wcześniej kobieta pracowała jako inspektor w jednej ze znanych stołecznych firm deweloperskich. Zarabiała tam miesięcznie ponad 5 tys. zł. Po przystąpieniu do programu zrezygnowała z pracy, sprzedała też mieszkanie, a meble rozdała. Następnie CBŚ wywiozło parę w sobie tylko znane miejsce. Zapewniono im też wsparcie ze strony państwa - "skromne, lecz wystarczające dla zaspokojenia potrzeb" - jak zapisano w aktach sprawy.
Po procesie - depresja i zawał
W 2001 r. ruszyły procesy gangsterów, przeciwko którym zeznawał Sławomir H. Jego konkubina również została wezwana na świadka. Postawiono ją twarzą w twarz z kilkudziesięcioma oskarżonymi naraz. Jak twierdzi Elżbieta M., o takiej sytuacji nie było mowy w umowie z policją i prokuraturą.
Po tych wydarzeniach kobieta popadła w ciężką depresję, potem przyszedł zawał. W 2008 r. ZUS uznał ją za częściowo niezdolną do pracy. Przyznano jej rentę wysokości 1080 zł.
W tym samym czasie zrezygnowała z programu ochrony świadków koronnych. Teraz domaga się by policja i prokuratura zapłaciły za jej straty. Chce 607 tys. zł odszkodowania m.in. za utracone zarobki i ciągłość składek emerytalnych, 250 tys. zł zadośćuczynienia za odniesione krzywdy oraz 1 tys. zł stałej renty za utratę zdrowia.
Sądy mają kłopot
Sprawa jest precedensowa i sądy mają z nią kłopot. W ubiegłym roku sąd I instancji oddalił pozew, argumentując, że Elżbieta M. dobrowolnie przystąpiła do programu, więc powinna zdawać sobie sprawę z konsekwencji, jakie to za sobą niesie. Zaś jeśli chodzi o utratę pracy, to nie ma dowodu, że nie próbowano szukać dla niej pracy. Elżbieta M. nie może udowodnić swojej racji, bo wszystko, co tego dotyczy - zgodnie z ustawą o statusie świadka koronnego - musi pozostać tajne.
Problem ten następnie próbował rozwikłać sąd apelacyjny i tam powstało pytanie prawne: czy tajemnica, jaką objęta jest ochrona świadka koronnego, dotyczy także spraw cywilnych oraz czy obowiązuje po wystąpieniu z programu ochrony świadków koronnych? Na te pytania ma dziś odpowiedzieć Sąd Najwyższy.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24