Wadliwy montaż wanny z hydromasażem nie jest przestępstwem, tylko błędem - uznał krakowski sąd. A monterzy nie zamierzali narazić rodziny Zbigniewa Wassermanna na niebezpieczeństwo - stwierdziła prokuratura. Toczące się od pięciu lat i w dwóch prokuraturach śledztwo zostało we wtorek zakończone.
Krakowski sąd utrzymał decyzję warszawskiej prokuratury. Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w montażu wanny, a tym samym narażenia rodziny byłego ministra Zbigniewa Wassermanna na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia zostało przez nią umorzone w 2007 r. Śledczy nie stwierdzili bowiem przestępstwa.
Historia słynnej wanny
Sprawa dotyczy nieprawidłowości i nieporozumień przy budowie domu Wassermanna. Powodem zarzutów była wadliwa instalacja wanny z hydromasażem, co - według byłego koordynatora ds. służb specjalnych - mogło spowodować porażenie prądem.
Były także inne usterki wykazane przez biegłych. Stwierdzono wadliwą, niezgodną z projektem konstrukcję dachu oraz złe usytuowanie wjazdu do garażu. Zgodnie z ustaleniami łączny koszt usuwania stwierdzonych wad przekraczał 120 tys. zł.
Dwie prokuratury
Śledztwo przez trzy lata prowadziła prokuratura w Nowej Hucie, która sześciu osobom, m.in. przedsiębiorcy Januszowi D. postawiła zarzuty narażenia rodziny Wassermannów na groźbę utraty życia lub zdrowia oraz oszustwa. Podejrzanymi byli także podwykonawca i jego pracownicy oraz dwie osoby, które przeprowadzały kontrolę instalacji elektrycznej przed dopuszczeniem jej do użytkowania.
W grudniu 2005 r. ówczesny prokurator krajowy Janusz Kaczmarek podjął decyzję, by śledztwo przekazać z Krakowa do Warszawy, by "uniknąć zarzutu stronniczości" (Wassermann był prokuratorem w Krakowie). Dwa lata później, w grudniu 2007 roku prokuratura umorzyła postępowanie.
"Z wanny śmieje się cała Polska"
Od decyzji tej odwołała się do sądu rodzina Wassermannów. - Uważamy, że prokuratura mimo tylu lat prowadzenia postępowania nie rozstrzygnęła wielu istotnych kwestii i błędnie oceniła materiał dowodowy - mówiła reprezentująca rodzinę byłego ministra Małgorzata Wassermann. - Wanna jest tylko symbolem, z którego się śmieje cała Polska. A my mówimy także o obwodach elektrycznych w łazience, garażu, w całym domu, o tym, że każde zapalenie kinkietu powodowało porażenie. Biegły stwierdził, że zagrożenie dla życia stanowiło wilgotne powietrze, mokre ciało, zalanie wodą – czyli coś, co jest naturalne w łazience. Tymczasem prokuratura podkreśla, że było to jedynie hipotetyczne zagrożenie – oburzała się wówczas mecenas.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24