- Dobrze się stało, że pani Krzywonos jest dzisiaj bohaterką Platformy Obywatelskiej i "Gazety Wyborczej". Ona znakomicie odpowiada dzisiejszym czasom, ich atmosferze - stwierdził Jarosław Kaczyński w wywiadzie udzielonym partyjnemu portalowi PiS i przytoczył opracowanie IPN, z którego wynika, że Henryka Krzywonos wcale nie rozpoczęła strajku komunikacji w Trójmieście. W wywiadzie Kaczyński zapewnia też, że w swoim przemówieniu na 30-lecie "Solidarności" nie minął się z prawdą historyczną.
Wywiad z J. Kaczyńskim zamieszczony na stronie pis.org.pl w całości poświęcony jest obchodom 30. rocznicy powstania Solidarności, które odbyły się w niedzielę w Gdyni. W trakcie tych uroczystości, Henryka Krzywonos weszła na trybunę i zarzuciła prezesowi PiS, że dzieli Polaków i niszczy pamięć o Lechu Kaczyńskim.
W wywiadzie z portalem PiS, Kaczyński nie odpowiedział na te zarzuty. - Nic więcej o niej nie powiem, a kto zechce, niech zajrzy do umieszczonego na naszej stronie internetowej fragmentu artykułu zamieszczonego w numerze 9-10 Biuletynu IPN z tego roku. Tam są wyjaśnione pewne sprawy. A o reszcie być może kiedyś napiszą inni - stwierdził tylko. Z przywołanego przez prezesa PiS fragmentu biuletynu IPN wynika, że Krzywonos nie zaczęła strajku komunikacji w Trójmieście, bo de facto trwał on już od kilku godzin.
"Nie powiedziałem jakiejkolwiek nieprawdy"
Znacznie szerzej J. Kaczyński ustosunkował się do zarzutów, że w swoim przemówieniu podczas gdyńskich uroczystości, minął się z prawdą historyczną, twierdząc że eksperci, którzy doradzali strajkującym robotnikom w sierpniu 1980 r. (Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki), chcieli dogadywać się z komunistami.
- To absolutna nieprawda. Powiedziałem tylko o ówczesnych dylematach. Tadeusz Mazowiecki i inni eksperci byli ludźmi pokolenia 1956 roku. Żywili pewne obawy, które w jakimś sensie się zmaterializowały w stanie wojennym. Niemniej w tamtych czasach rzecz nie polegała na tym, by obaw czy wątpliwości nie mieć, tylko na tym, aby potrafić je przełamać i pójść na pewne ryzyko. Podobnie jest zresztą dzisiaj. Choćby w sprawie smoleńskiej czy innych kwestiach politycznych. Według mnie rację mają ci, co nie chcą uprawiać polityki na kolanach, która przynosi nam same klęski - powiedział prezes PiS.
Jak podkreślił, istotą sporu miedzy ekspertami, a Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym, była ocena realności realizacji pierwszego postulatu MKS, czyli powołania do życia legalnych niezależnych związków zawodowych. - Eksperci obawiali się, że komunistyczna władza tego nie przełknie. Jest to rzecz powszechnie znana i nikt poważny tego nie podważa. Tak jak i nie zakwestionuje tego, że koncepcja przeforsowania postulatu o powołaniu wolnych związków zwyciężyła i była koncepcją słuszną. Zatem nie powiedziałem jakiejkolwiek nieprawdy. W tym sporze to robotnicy mieli rację. Lech Kaczyński w książce „O dwóch takich” pisze ze swoją znaną i nieczęstą wśród polityków prawdomównością, iż sam miał pewne wątpliwości, czy ten radykalny postulat przejdzie, ale grał twardo, bo takie było jego zadanie - stwierdził prezes PiS.
"Poważna część społeczeństwa bardzo nie lubi polityków PO"
Kaczyński w wywiadzie dla pis.org.pl, odniósł się też do faktu, że podczas niedzielnej uroczystości wygwizdani zostali politycy Platformy Obywatelskiej. - Politycy Platformy twierdzą, że „Solidarność” jest przybudówką Prawa i Sprawiedliwości. To – ich zdaniem - tłumaczy dlaczego związkowcy niechętnie przyjmują ludzi rządzących dziś Polską. Ludzie Platformy nie są w stanie przyjąć do wiadomości jednego prostego faktu, unaocznionego przez ostatnie wybory: tego, że poważna część społeczeństwa bardzo ich nie lubi. I ilekroć ta niechęć jest publicznie uzewnętrzniana, to tyle razy utrzymują, że są to działania inspirowane przez PiS. Podejście, o którym mówię, uniemożliwia politykom PO rozpoznanie sytuacji społecznej, dlatego bardzo bym przestrzegał ludzi obecnie rządzących Polską przed ignorowaniem faktu, że w dużej części społeczeństwa, która nie ma żadnych związków z PiS, budzą głęboką i rosnącą niechęć. Niechęć, która przejawiła się także w trakcie zjazdu „Solidarności” - stwierdził.
Kaczyński w wywiadzie uderzył też w Bogdana Borusewicza, zarzucając mu, że mimo tego, że wielokrotnie dostawał pomoc od Lecha Kaczyńskiego i PiS, obecnie ostro krytykuje partię. - Chciałbym panu Borusewiczowi o kilku sprawach przypomnieć. O tym, że kiedy znalazł się na tak zwanym lodzie po klęsce partii, do której się przyłączył, to Lech Kaczyński sprawił, choć nie wywołało to entuzjazmu w szeregach Prawa i Sprawiedliwości, że otrzymał pracę jako wicemarszałek województwa, że dostał gabinet, samochód, sekretarkę. (...) Skoro już jest w Platformie, to niech będzie, byle niesprawiedliwie nie atakował PiS i jego ludzi - powiedział prezes PiS.
Źródło: tvn24.pl