Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że konkursy na państwowe stanowiska to w większości przypadków fikcje. Aż w trzech czwartych urzędów dochodziło do nieprawidłowości i nadużyć przy organizowaniu i rozstrzyganiu konkursów. Temat wraca za sprawą Joanny Muchy, minister sportu, która na stanowisko wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu zatrudniła znajomego - właściciela salonu fryzjerskiego. Tropem kontrowersyjnych nominacji podążyli reporterzy "Czarno na Białym".
Ustawić konkurs, tak by zapewnił zwycięstwo zaufanej osobie, a jednocześnie przebiegał zgodnie z prawem nie jest trudno. Wystarczy odpowiednio sformułować ogłoszenie i wymagania. - Zdecydowana większość, to są przypadki naginania prawa, czyli podstawiania kandydatów upatrzonych z góry, czy ustawiania konkursu pod kandydata, to jest najłatwiej zrobić - wyjaśnił prof. Henryk Domański, socjolog, badający sprawy korupcji.
Zdecydowana większość, to są przypadki naginania prawa, czyli podstawiania kandydatów upatrzonych z góry, czy ustawiania konkursu pod kandydata, to jest najłatwiej zrobić. Henryk Domański
Według raportu Najwyższej Izby Kontroli większość urzędów organizowała konkursy tak, aby wygrała je konkretna osoba. Jaskrawym przykładem jest przypadek z Warszawy, gdzie w magistracie do biura rady szukano osoby znającej język niderlandzki. Wśród kandydatów tylko jeden spełniał takie kryterium. Natomiast w urzędzie w Skierniewicach, który szukał osoby na kierownicze stanowisko w wydziale współpracy z zagranicą nie wymagano znajomości języków obcych, głównym kryterium było ukończenie filologii polskiej.
Kolega minister Muchy
Ostatnio głośno również w mediach o nominacji minister sportu, która na stanowisko zastępcy COS nominowała swojego znajomego - Marka Wieczorka - ochrzczonego przez media "fryzjerem Joanny Muchy". - Nie strzygę, nie mam nożyczek, nie zajmuję się fryzjerstwem, naprawdę. Jestem biznesmenem, mam sieć salonów fryzjerskich - bronił się Wieczorek. Pani minister sprawę skomentowała raz - Oczywiście, że się znaliśmy, natomiast ja nie sądzę, że kwestia znania lub nie znania kandydata była dla niego obciążeniem - mówiła 2 lutego Mucha.
Donald Tusk wypowiadając się na temat tej rekrutacji stwierdził, że "żadnych zastrzeżeń do decyzji pani minister Muchy, także personalnych". Zdaniem Adama Swickiego z Fundacji Batorego, ta wypowiedź premiera może być odebrana jako zachęta do podejmowania przez innych urzędników decyzji na podobnych zasadach. - Wystarczyłoby, żeby premier powiedział choćby to, że dobrze byłoby, gdyby osoba była zatrudniana w wyniku konkursu - dodał.
Według prof. Antoniego Kamińskiego, eksperta ds. korupcji z PAN, jest to sytuacja patologiczna nie tylko ze względu na koszt funkcjonowania państwa, ale także w tym sensie, że powoduje ogólną demoralizację.
Bo zgodnie z prawem, na każde urzędnicze stanowisko powinien być ogłoszony konkurs, a wiadomość o nim opublikowana w Biuletynie Informacji Publicznej i na stronie urzędu.
Proste reguły
Gdy już jednak konkurs zostaje przeprowadzony można, co wykazała kontrola, manipulować przy nim na każdym etapie. Urzędnicy zazwyczaj stosują kilka prostych reguł jak zawyżone punktowanie wybranych osób, nierzetelne weryfikacje dokumentów czy odstępowanie od wcześniej sformułowanych wymagań. Prawo dopuszcza tymczasowe obsadzenie stanowiska na czas trwania konkursu lub w jakimś w okresie przejściowym. Według ustaleń NIK, zatrudnieni w ten sposób pracują "tymczasowo" nawet kilka lat.
Problematyczne w tym wszystkim jest to, że zatrudnieni w ten sposób nie spełniają podstawowych wymagań. Procedury zatrudniania sprawdza NIK jednak inspektorzy oceniają jedynie wybrane losowo urzędy. Kolejna kontrola zaplanowana jest na przyszły rok.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24