Nie prokuratura, ale pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej przeprowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia w latach 1992-94 dokumentów na temat rzekomej współpracy Lecha Wałęsy z SB.
- Prokurator Generalny podjął decyzję o przekazaniu sprawy pionowi śledczemu IPN - poinformował Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Śledztwo dostał IPN bo to on zgodnie z prawem odpowiada za postępowania w sprawie dokumentów wytworzonych przez służby bezpieczeństwa PRL.
Prokuratura śledztwo prowadziła od września 2008 r. Miała ustalić, kto ukrył lub zniszczył dokumenty w postaci kilkudziesięciu kart akt spraw operacyjnych i mikrofilmów wytworzonych przez SB oraz notatek funkcjonariuszy Urzędu Ochrony Państwa.
Nieskuteczne śledztwa
Akta z UOP nt. Wałęsy trafiły w 1992 r. do Kancelarii Prezydenta RP mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego. Oryginały akt przekazano bez pośrednictwa tajnych kancelarii. Wróciły one do UOP zdekompletowane.
Nie zniszczyłem żadnego dokumentu. (...) Zapraszam – mogą przyjść do mnie do domu, z policją włącznie, nie będę robił rozróby. Nie mam żadnych dokumentów tajnych w domu. Lech Wałęsa
Wszczęto śledztwo w tej sprawie, a kolejne ekipy UOP bezskutecznie żądały od Wałęsy zwrotu akt. Warszawska prokuratura, która początkowo postawiła Milczanowskiemu i szefom UOP Jerzemu Koniecznemu i Gromosławowi Czempińskiemu zarzut utraty tajnych akt, w 1999 r. umorzyła śledztwo uznając, że według nowego Kodeksu karnego nieumyślna utrata tajnych dokumentów nie jest przestępstwem.
Akta "Bolka"
Nieznane szczegóły całej sprawy opisali Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk w wydanej w czerwcu 2008 r. przez IPN książce "SB a Lech Wałęsa". Według nich, niezwrócone przez Wałęsę akta miały potwierdzać, że był on agentem SB o kryptonimie "Bolek". Były wśród nich też mikrofilmy znalezione w 1993 r. przez UOP u byłego esbeka z Gdańska, a dotyczące m.in. Wałęsy, Lecha Kaczyńskiego, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza i Bogdana Lisa.
Wałęsa potwierdzał, że wypożyczał archiwalne dokumenty na swój temat, zaprzeczał jednak, by miał coś z nich usunąć. - Nie zniszczyłem żadnego dokumentu. Natomiast mogą być problemy, bo odpowiedzialny za całą tę sprawę był mój minister Andrzej Zakrzewski, a on jest świętej pamięci. Zapraszam – mogą przyjść do mnie do domu, z policją włącznie, nie będę robił rozróby. Nie mam żadnych dokumentów tajnych w domu – mówił Wałęsa po wydaniu książki.
IPN, który przechowuje akta SB zapewniał wtedy, że nie rozważa zwrócenia się do Wałęsy o zwrot akt. We wtorek IPN nie odniósł się do informacji o przekazaniu mu śledztwa.
Źródło: PAP