Prawie 100 kursantów prawa jazdy musi zaczynać wszystko od nowa po śmierci właściciela auto-szkoły. Prawo nie przewiduje bowiem sytuacji, w jakiej się znaleźli.
18-letniemu Pawłowi Szczepaniakowi do zakończenia kursu na prawo jazdy zabrakło 15 godzin z zajęć praktycznych, czyli jazdy samochodem po mieście. Teraz chłopak musi zaczynać wszystko od nowa, bo po śmierci w wypadku motocyklowym właściciela auto-szkoły, w której się uczył, nie może nigdzie kontynuować zajęć.
- Byłem w trzech szkołach i za każdym razem usłyszałem tę samą odpowiedź: "nie". Nikt nie potrafił jednak powiedzieć: dlaczego - mówi Szczepaniak.
Bez wyjścia
Każdy z kursantów ma prawo w trakcie kursu zmienić szkołę, ale zgodnie z rozporządzeniem ministra infrastruktury, przepustką jest podpis kierownika szkolenia. W tej sytuacji kierownikiem szkolenia był jednocześnie właściciel, a ten zmarł. Czyli Pawłowi Szczepaniakowi nie ma już kto złożyć podpisu na karcie szkolenia.
Wydział komunikacji, który nadzoruje proces szkolenia przekonuje, że nic w tej sprawie nie ma prawa zrobić. - Nie prowadzimy szkoleń i nie możemy wywrzeć presji na przedsiębiorcę, żeby przyjął kursanta na szkolenie - mówi Jarosław Chwiałkowski, zastępca dyrektora tego wydziału w Urzędzie Miasta Łodzi.
Przedstawiciele innych szkół tłumaczą, że gdyby przyjęli na kontynuację kursu bez pieczątki i bez podpisu, to złamaliby prawo.
"Kanwa do analizy"
Podobny problem jak Paweł ma ponad stu kursantów. Teoretycznie, jedna czwarta z nich skończyła już naukę, ale i tak nie może zdawać egzaminu państwowego, bo brakuje zaświadczenia, które może wydać jedynie kierownik ośrodka szkolącego.
Łukasz Kucharski, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Łodzi mówi, że rozumie ich sytuację, ale nic nie może zrobić bez podpisu.
Urzędnik ministerstwa infrastruktury w rozmowie telefonicznej przyznaje zaś, że nikt w resorcie nie zamierza w tej konkretnej sprawie interweniować, gdyż "stroną w tej sprawie są samorządy". - Jednocześnie potwierdzam, że ten zgłoszony wypadek będzie kanwą do analizy tej sytuacji. Być może niektóre przepisy wymagają dodatkowego doprecyzowania - dodaje.
Po pieniądze do niemowlęcia
Jarosław Chwiałkowski przyznaje bez ogródek: "To jest luka w prawie". Tymczasem Paweł Szczepaniak poza prawie trzema miesiącami czasu stracił 1,1 tys. zł, które zapłacił za kurs przerwany nie ze swojej winy, bez możliwości kontynuacji. Teraz musi zapłacić raz jeszcze i rozpocząć kurs na nowo.
- Kursanci, którzy zapłacili za cały kurs z góry i nie odbyli wszystkich jazd, mogą domagać się zwrotu części należności za nieodbyte jazdy od spadkobierców zmarłego właściciela szkoły - mówi prawnik Bronisław Muszyński. Właściciel szkoły zginał pod koniec sierpnia w wypadku motocyklowym koło Torunia. Majątek odziedziczyła po nim jego czteromiesięczna córka. Dlatego zanim kursanci otrzymają zwrot pieniędzy najpierw zgodę na to musi wyrazić sąd.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24