Punktualnie o godzinie 18 miało zniszczyć naszą strefę czasową gigantyczne trzęsienie ziemi. Tak przynajmniej przepowiadał pewien 90-letni kaznodzieja z Ameryki. Runąć miał cały świat począwszy od wysp Samoa i Nowej Zelandii.
Harold Camping "przewidział", że wszędzie tam, gdzie wybije godzina 18 ma rozpocząć się trzęsienie ziemi, które doprowadzi do całkowitego zniszczenia naszej planety. Jednym słowem apokalipsa, która miała potrwać 153 dni.
Początek sądu
90-latek prowadzi niepozorną audycję w niewielkim Radiu Rodzina. Sam bardzo wierzył w to, co mówił. - 21 maja nastąpi olbrzymie trzęsienie ziemi. Większe, niż cokolwiek czego doświadczyła Ziemia. To będzie początek sądu ostatecznego - zapowiadał Campping.
Zwolennicy jego teorii byli aktywni od kilku tygodni. Wychodzili na ulicę i ostrzegali innych. - Rzuciliśmy pracę i sprzedaliśmy wszystko, ponieważ mamy stuprocentową pewność, że to się stanie 21 maja 2011. To nie jest przepowiednia, to słowo Boże - mówił jeden z nich Joel Abalos.
Biblia i matematyka
Jak pisał na stronie Radia Rodzina Camping, datę końca świata udało mu się wyliczyć dzięki matematyce i studiowaniu Biblii. 21 maja to podobno dokładnie 7 tysięcy lat po wielkiej powodzi z czasów Noego.
- Nie mamy planu B, to się wydarzy. Biblia jest literaturą faktu - twierdził Camping. Jego przesłanie zostało przetłumaczone na stronie Radia Rodzina na 48 języków.
Wiara od wieków
Od wieków ludzkość sama sobie wieszczy koniec. Boimy się komet, antymaterii, czarnych dziur. Wydaje się, że nasza cywilizacja nie potrafi żyć bez lęku przed zbliżającym się wielkim kataklizmem. - Koniec świata nie jest wynalazkiem współczesności. Widocznie człowiek potrzebuje pojęcia końca świata. Dzięki temu potrafi odnajdować się w tym świecie, w którym jest - mówi filozof prof. Roman Kubicki.
Po raz pierwszy mieliśmy zginąć w 999 roku. Potem w 1412, 1914 i w 1999. Ale koniec świata nie nastąpił. Poważnymi rozważeniami na temat końca świata zajmuje się kosmologia. Naukowcy rozpatrują trzy możliwe scenariusze - spalenie się ziemi w rozrastającym się słońcu, uderzenie w ziemię planetoidy i koniec nie tylko ziemi, ale całego wszechświata.
Lęk wykorzystany
Lęk ludzi przed końcem świata wielokrotnie w historii wykorzystywały różnego rodzaju sekty. W wielu przypadkach zakończyło się to tragicznie tak jak w 1978 roku w Gujanie, gdy blisko 1000 wyznawców Świątyni Ludu na polecenie swojego guru wypiło truciznę. Wykorzystując ludzką naiwność fałszywi prorocy zagłady mogą wyrządzi wielkie szkody. - To jest zdaje się najbardziej ponura historia na świecie. Do 11 września 2001 roku był to najgorszy przypadek śmierci amerykańskich cywilów w wyniku nienaturalnych powodów - mówi Bartosz Węglarczyk z "Gazety Wyborczej".
Wizję końca świata próbują wykorzystać sekty apokaliptyczne na całym świecie. Choć stanowią margines, jest o nich najgłośniej. - Pod pretekstem chrześcijańskim rodzi się coś, co można by nazwać nowotworem na ciele chrześcijaństwa - analizuje Adam Szostkiewicz z "Polityki".
Niezły biznes
Okazuje się, że na końcu świata można nieźle zarobić. Internet pełen jest różnego rodzaju ofert, które gwarantują nam, że za odpowiednio wysoką opłatą przetrwamy apokalipsę.
Dwa szczególnie polecane sposoby na przeżycie to budowa bunkra albo wykupienie miejsca na specjalnych łodziach, które przetrwają wielki potop jaki nastąpi po globalnym kataklizmie. Potrzeba bezpieczeństwa czy głupota?
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24