- Ta inicjatywa jest po prostu niepoważna, a ktoś, kto w niej uczestniczy, jest niepoważnym człowiekiem - w ten sposób prof. Leszek Balcerowicz ocenił w "Faktach po Faktach" w TVN24 propozycję PiS, by premierem został prof. Piotr Gliński. Według byłego wicepremiera, jest to "czysta deklaracja", a tym samym - "rodzaj publicznego oszustwa".
- Wiadomo z góry, że to się nie może się powieść - przekonywał były minister finansów. Tym bardziej, iż - jak zauważył - PiS zapowiedział, że Gliński stanie na czele "rządu technicznego". - A gdzie są ci techniczni fachowcy? - pytał Balcerowicz.
"To rodzaj publicznego oszustwa"
Jego zdaniem, PiS składając deklaracje, które są niemożliwe do zrealizowania, oszukuje opinię publiczną.
- Trzeba domagać się takich samych kryteriów uczciwości od ludzi działających w polityce, jakich domagamy się w stosunkach prywatnych. Nie może być podwójnej moralności - stwierdził były szef NBP.
Jak sam przyznał, o prof. Glińskim nie ma wielu informacji. Przypomniał, że pod koniec lat 90. obecny kandydat PiS na premiera był ekspertem od ekologii.
"Partie proponują rzecz z czapy"
Pytany o ocenę programów partii politycznych, Balcerowicz stwierdził, że największą ich wadą jest fakt, iż podawane tam "liczby są na ogół wzięte z sufitu". Jak wyjaśnił, wyliczenia te dotyczą zazwyczaj spodziewanych efektów, a nie kosztów, jakie trzeba będzie ponieść.
- My mamy partie polityczne, które proponują rzecz z czapy, bez żadnych obliczeń. I my nie możemy na to pozwolić, musimy domagać sie takich obliczeń - przekonywał były minister finansów. Balcerowicz powołał się również na wypowiedzi ekspertów, z których wynika, że żaden z programów partii politycznych nie jest odpowiedni dla sytuacji, w jakiej znalazła się polska gospodarka. Jak podkreślił, obecnie Polska przede wszystkim zbyt mało inwestuje.
Jak wskazał, "najmniej dobry" jest program PiS. - Propozycje głównej partii opozycyjnej skazywałyby polską gospodarkę na katastrofę - ocenił.
Plusy i minusy dla rządu
Jego zdaniem, plusem dla rządu jest zniesienie części przywilejów emerytalnych (emerytur pomostowych) oraz wydłużenie wielku emerytalnego. - Tymczasem wszystkie partie opozycyjne obiecują odwrócenie tego - zauważył. Według niego, w tej kwestii Polska powinna naśladować Niemcy, gdzie postanowiono, że wiek emerytalny będzie rósł w miarę wydłużania się długości życia obywateli. Pytany o tzw. drugie expose Donalda Tuska, Balcerowicz ocenił, iż trudno było odróżnić nowe kwestie od tych, które padły już w poprzednim expose. Bardzo krytycznie natomiast odniósł się do projektu wydłużenia urlopu macierzynskiego. Jego zdaniem, takie rozwiązanie wcale nie sprawi, że będzie więcej dzieci, ale utrudni sytuację kobiet na rynku pracy. - To rozwiązanie niby prosocjalne, ale w skutkach odwrotne do zamierzonego celu - ocenił.
Zwrócił też uwagę na nierozwiązany problem tzw. umów śmieciowych (elastycznych). Podkreślił, że ludziom zatrudnionym na takich warunkach czy też rozpoczynającym pracę trudno walczyć o polepszenie swojej sytuacji. - Związki zawodowe zwykle dbają o tych, co już mają pracę, a nie o tych, którzy jej nie mają - mówił.
Z drugiej jednak strony zauważył, że zatrudnianie pracownika na umowę o pracę wiąże się z dodatkowymi kosztami, jakie musi ponieść pracodawca. Dlatego - jak wskazał - istnieje zagrożenie, że po zlikwidowaniu umów śmieciowych, wiele osób - zwłaszcza młodych - miałoby duże trudności z jej znalezieniem.
Polskie Inwestycje - zły pomysł?
Pytany o komentarz w sprawie zapowiedzianych w "drugim expose" nowych, dużych inwestycji, Balcerowicz ocenił je jako ryzykowne.
- Faktem jest, że spowolnienia zwykle się kończą. I dlatego nie należy wprowadzać takich superrozwiązań jak Polskie Inwestycje, bo zanim to zadziała, jeżeli w ogóle zadziała, to obecne koniunkturalne spowolnienie się skończy, a złe struktury upolitycznione zostaną - tłumaczył były wicepremier.
Tym samym przestrzegł przed wpływem polityki na powstawanie takich inwestycji. - Bo jeżeli mają być finansowane projekty, których prywatne banki nie chcą finansować, to znaczy, że to są projekty ryzykowne - ocenił.
Podkreślił, że "jeżeli w takie inwestycje byłby zaangażowany kapitał prywatny, to mniejsze byłoby zagrożenie powtórką Orlenu". Jak wyjaśnił, decyzja o zakupie przez Orlen rafinerii Możejki była "wyraźnie upolityczniona, choć podjęta niby przez niezależny koncern". - W tej chwili prezes Orlenu przyznaje, że to była decyzja błędna. Włożono 2,8 mld dol., potem jeszcze dołożono 0,7 mld dol. (...) I od trzech lat są straty - wyliczał. - A to są przecież nasze pieniądze - dodał.
Autor: MON/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24