Cieszę się, że Ludwik Dorn postanowił zostać w PiS - zapewnia Jarosław Kaczyński. I dodaje: kiedy z nim rozmawiałem, nie było samokrytyki z jego strony: nawet jej nie oczekiwałem; tak samo jak nie ma powrotu do łask, bo nie było ich utraty.
Jak mówi b. premier, ma nadzieję, że sąd partyjny nie przeszkodzi Ludwikowi Dornowi w pozostaniu w PiS. Wyjaśnia, że jako prezes nie ma wpływu na decyzje koleżeńskiego sądu. Jarosław Kaczyński odniósł się w ten sposób do informacji "Dziennika", że partyjne postępowanie dyscyplinarne przeciw Ludwikowi Dornowi zostanie umorzone.
- Nic nie wiem, by postępowanie sądu partyjnego miało odbyć się w ten weekend. Choć nie muszę tego wiedzieć, bo nie jest to w kompetencjach prezesa, to pewnie bym wiedział - mówi Kaczyński. Podkreśla, że z tego co wie, rzecznik dyscyplinarny PiS jeszcze nie rozmawiał z Dornem. - Ja nie jestem dysponentem postępowania w sprawie Dorna - zaznacza.
Inni mają swój podpis i honor Prezes PiS pytany, czy po odejściu kilku działaczy PiS w ostatnich dniach nie obawia się, że pociągną oni następnych za sobą, powiedział, że nie boi się tego. - W okresie 2001-2005 z PO odeszło wiele osób związanych z Arturem Balazsem i nikt nie robił z tego problemu. A Kazimierz Ujazdowski był już w siedmiu partiach; jeśli chce być nadal politykiem, to będzie w ósmej - powiedział Kaczyński.
Pytany, czy "emigranci" powinni zrzec się poselskich mandatów, prezes PiS powiedział, że "każdy ma jeden podpis i jeden honor".
Rozmowa łagodzi Według "Dziennika", środowe spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z byłym wiceprezesem PiS i późniejsze oświadczenie Dorna zostały uznane za złagodzenie jego stanowiska.
Rzecznik dyscypliny partyjnej Karol Karski unika komentowania tej sprawy. Od paru dni ma wyłączony telefon. Ale jak wynika z informacji "Dziennika" zapadła już decyzja, że sprawa Dorna nie trafi przed koleżeński sąd dyscyplinarny. Postępowanie zakończy się umorzeniem, a były wiceprezes zostanie o tym powiadomiony listem rzecznika dyscyplinarnego. Dopiero wówczas zostanie wydany oficjalny komunikat.
Mówiłem prezesowi o zastrzeżeniach
Potwornie bym partii zaszkodził, gdybym podnosił problemy PiS w sytuacji, w której przedterminowe wybory były prawdopodobne Ludwik Dorn
Tymczasem w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Ludwik Dorn tłumaczy, że nie mógł wszcząć awantury w PiS przed wyborami, bo w ten sposób zaszkodziłby partii. Dodaje jednak, że już gdy był marszałkiem Sejmu dwa razy powiedział Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nie popiera sposobu, w jaki zarządza partią. Były wiceprezes PiS odpiera w ten sposób zarzuty - m.in. Jolanty Szczypińskiej - jakoby zaczął mówić o problemach po przegranych wyborach, gdy zabrakło "rządowych konfitur". - Potwornie bym partii zaszkodził, gdybym podnosił problemy PiS w sytuacji, w której przedterminowe wybory były prawdopodobne. Partia rządząca znalazłaby się pod zmasowanym ostrzałem. Nie mogłem wtedy wszcząć awantury - powiedział Ludwik Dorn. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" dodał jednocześnie, że mówił Jarosławowi Kaczyńskiemu o braku akceptacji dla takiego zarządzania partią.
Prezes nie namawiał
Ludwik Dorn przyznaje też, że Jarosław Kaczyński nie namawiał go do pozostania w partii. Według byłego marszałka Sejmu, powodem tego było to, iż kwestia jego pozostania w PiS bądź nie nigdy nie istniała. - PiS jest partią, którą zakładałem, i ważnym narzędziem realizacji celów, które uważam za istotne dla mojego narodu, dla państwa. Z różnymi działaniami i mechanizmami występującymi w mojej partii się nie zgadzam, dałem temu wyraz - powiedział.
Szczerze, ale z dystansem
Nasza rozmowa nie była nasączona jakimiś negatywnymi emocjami Ludwik Dorn
Ludwik Dorn podkreślił, że sprawa nie wpuszczenia jego oraz Kazimierza Ujazdowskiego i Pawła Zalewskiego na kongres PiS została wyjaśniona w prywatnej rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim. - Nasza rozmowa nie była nasączona jakimiś negatywnymi emocjami - powiedział Dorn. - Była szczera, spokojna i co jest zrozumiałe, z elementami pewnego chłodu, dystansu - dodał.
Dorn tonuje opinie dziennikarzy, o poważnym konflikcie z byłym premierem. - Nie określiłbym tego jako straszny konflikt. Konflikt dość głęboki - tę wersję przyjmuję - wyjaśnił.
Współpraca była miła
Ludwik Dorn miło wspomina bliską współpracę z Jarosławem Kaczyńskim. - Dobrze współpracowaliśmy. Nasza siła polegała na tym, że w jakiejś mierze politycznie i intelektualnie się uzupełnialiśmy - wspomina. Dorn przyznaje się, że zaakceptował swoje miejsce w drugim szeregu. - Ponieważ zawsze musi być ten ważniejszy i mniej ważny, nigdy nie kwestionowałem, że Jarosław Kaczyński musi być tym bardziej ważnym. Przy tej różnicy "wag" była to współpraca mocno partnerska - wyjaśnia były marszałek sejmu.
Źródłem był Marzec
Nasza siła polegała na tym, że w jakiejś mierze politycznie i intelektualnie się uzupełnialiśmy. Ludwik Dorn
Dorn zabrał również głos w sprawie odwołania go z funkcji ministra MSWiA. Po raz pierwszy doszło wtedy do upublicznienia jego korespondencji z Jarosławem Kaczyńskim. - To był list nie przeciw komuś, tylko w obronie mojego dobrego imienia - wyjaśnia Dorn. - Na łamach "Rzeczpospolitej" zostałem haniebnie pomówiony. Była wypowiedź Kaczmarka i tzw. anonimowego źródła. Moim zdaniem na 99,99 proc. tym anonimowym źródłem był Jarosław Marzec - wyjaśnia Dorn. - Choć inspirator pomówień wydawał się oczywisty, to pięć dni po artykule został szefem CBŚ - powiedział. - I jeżeli o coś mam pretensje, to o tę nominację - dodaje Dorn.
Źródło: TVN24, "Rzeczpospolita", "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24