- Oskarżenia pana Kamińskiego są bezpodstawne, nieprawdziwe, oparte na falsyfikowaniu materiałów, krótko mówiąc: mówi nieprawdę - powiedział gen. Krzysztof Bondaryk. Były szef ABW w "Piaskiem po oczach" odpowiadał m.in. na zarzuty o inwigilowanie dziennikarzy.
W połowie maja o podsłuchiwaniu dziennikarzy mówił koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński. Powiedział, że służby specjalne "inwigilowały 52 dziennikarzy": ściągały billingi połączeń telefonicznych dziennikarzy, miejsca logowania, analizowały połączenia i liczbę tych kontaktów. Zbierano też informacje o miejscach pobytu dziennikarzy, ich adresach i sytuacji rodzinnej, prowadzono bezpośrednią obserwację spotkań i fotografowano je.
- Dobrze, że pan minister Kamiński nie oskarżył mnie o powódź albo gradobicie. Być może to jeszcze nastąpi, to zależy od anomalii pogodowych - ironizował gen. Bondaryk pytany o zarzuty pod swoim adresem. - Oskarżenia pana Kamińskiego są bezpodstawne, nieprawdziwe, oparte na falsyfikowaniu materiałów, krótko mówiąc: mówi nieprawdę - powiedział były szef ABW.
"ABW nie ma tajnych współpracowników"
Bondaryk ocenił, że Kamiński nagina rzeczywistość pod kątem tez politycznych. - ABW nie prowadziła rozpracowywania i rozpoznawania legalnej opozycji i legalnych demonstracji - podkreślił.
Pytany, czy jest prawdą, że Agencja przed dużymi demonstracjami pozyskuje dane uczestników, odpowiedział, że przy okazji każdego większego wydarzenia tego typu powoływany jest przy Komendzie Głównej Policji specjalny sztab, ale danych uczestników nie zbierano. - Starano się znaleźć te elementy, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu wewnętrznemu Polski - zaznaczył.
- Czasami wśród członków legalnych demonstracji znajdują się osoby, które stwarzają zagrożenie - powiedział Bondaryk. I podkreślił: - Nie zbierano danych uczestników marszu "Obudź się Polsko".
Pytany, czy ABW posiada tajnych współpracowników, były szef Agencji zaprzeczył. - ABW nie ma tajnych współpracowników, nie szukaliśmy żadnych tajnych współpracowników wśród demonstrantów - powiedział. - Nie było żadnej inwigilacji ani księży, ani obrońców krzyża, ani działaczy opozycji czy związków - dodał.
Dziennikarze inwigilowani?
- ABW nie inwigilowała dziennikarzy - zapewnił Bondaryk. Wyjaśniał, że wobec dziennikarzy prowadzono jedynie czynności procesowe pod kątem wycieku ściśle tajnych dokumentów.
- Pan Mariusz Kamiński mówi o dwóch dziennikarzach podsłuchiwanych, to było w 2008-2009 roku (Mariusz Kamiński był szefem CBA w latach 2006-2009), kiedy wspólnie to robiliśmy, kiedy działała wspólna grupa ABW i CBA na polecenie premiera Tuska - opowiadał.
Jak podkreślił, ci dwaj dziennikarze nie byli podsłuchiwani ze względu na zawód, ale jako potencjalni podejrzani o korupcję.
- Szukaliśmy dowodów, którzy funkcjonariusze CBA popełnili przestępstwo - powiedział.
ABW a katastrofa smoleńska
Były szef ABW był pytany o ocenę pracy służb specjalnych w kontekście katastrofy smoleńskiej. Bondaryk przyznał, że nikt nie przewidział katastrofy smoleńskiej, a państwo nie było przygotowane na taką tragedię i nigdy nie będzie.
- Tragedia smoleńska dotknęła nas wszystkich. Czy zrobiliśmy wszystko? - zastanawiał się. - Zawsze jest niedosyt, że można zrobić więcej. ABW zrobiła tyle, ile mogła - ocenił.
Mówił, że do Smoleńska po katastrofie pojechało trzech funkcjonariuszy ABW. - To było i tak dużo, ponieważ inne służby nie mogły być wysłane - podkreślił. - Tych funkcjonariuszy wystarczyło na to, żeby dokumenty i telefony pana prezydenta zabezpieczyć - powiedział.
Zaznaczył, że jako szef ABW podjął szereg działań, by w sprawie katastrofy zrobić jak najwięcej.
- Poprosiłem wszystkie służby NATO-wskie o pomoc w sprawie Smoleńska. Analizowaliśmy wszystkie sygnały, także z internetu, z rosyjskojęzycznych mediów - mówił. - Poprosiliśmy partnerów amerykańskich, żeby przekazali nam swoją wiedzę. Otrzymałem zdjęcia satelitarne, zapoznaliśmy z nimi prokuraturę - powiedział Bondaryk.
Autor: mw/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24