- Nie wiem czy Lech Wałęsa był TW, wiem, że należy mu się pomnik. Chociaż go nie lubię – przyznał Czesław Kiszczak w „Piaskiem po oczach”. Generał przyznał, że za pacyfikację "Wujka" czuje się odpowiedzialny. Na pytanie o wyrzuty sumienia nie odpowiedział.
Były szef MSW (w latach 1981-90) nie chciał zdradzić, czy wie cokolwiek na temat relacji Lecha Wałęsy z SB w latach 70-tych. – O Wałęsie wiem, że był robotnikiem stoczni, sprowokował strajk i że za to, co zrobił w latach 80. należy postawić mu pomnik. I nikt go z tego cokołu nie zdejmie. Choć osobiście go nie lubię, bo jest człowiekiem, dla którego słowo niewiele znaczy – ocenił Kiszczak.
Dopytywany, czy były prezydent był tajnym współpracownikiem, stwierdził: - Nie wiem. Nie namówi mnie pan na ujawniane agentury. Służby specjalne to jeden z filarów Rzeczpospolitej i tragedią jest, ze rozwiązano WSI - dodał.
Za "Wujka" odpowiedzialny
Pytany, czy czuje się odpowiedzialny za pacyfikację kopalni „Wujek” 16 grudnia 1981 roku, gdzie w wyniku strzałów oddziału ZOMO zginęło 9 górników, a 21 zostało rannych, Kiszczak przyznał, że tak. - Oczywiście, zrobili to moi podwładni – stwierdził.
W czwartek Sąd Apelacyjny zdecydował, że sprawa generała oskarżonego o przyczynienie się do śmierci górników wraca do sądu I instancji. Tym samym będzie rozpatrywana po raz czwarty. - Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia, wyroków sądu nie komentuję – stwierdził Kiszczak. Jednocześnie zapewnił, że sąd mylił się mówiąc, że generał miał obowiązek wydania aktu regulującego użycie broni palnej w sytuacjach nadzwyczajnych. – To nieprawda. Te kwestie były precyzyjnie uregulowane w dekrecie RP i moim szyfrogramem – przekonywał.
"Nie wiem jak to się stało, że zaczęli strzelać"
Jak dodał, żadnego błędu w tej sprawie nie popełnił. - Nie wiedziałem, że będzie odblokowana kopalnia „Wujek”. Do 15 grudnia spałem w gabinecie na zapleczu, 16 prosto z domu pojechałem na posiedzenie kierownictwa. Wiedziałem, że jest idea odblokowywania zakłady pracy, nie interesowało mnie jakich – zapewniał Kiszczak.
Według generała, o starciach poinformował go telefonicznie płk Jerzy Gruba. Miał pytać, co robić w tej sytuacji, a Kiszczak miał nakazać mu wycofanie się. - Nie wiem, jak to się stało, że zaczęli strzelać. Milicjanci twierdzili, ze użyli broni w obronie własnego życia. To jest taka służba – podsumował.
Śmierć ks. Popiełuszki to "zbrodnia wymierzona w Kiszczaka"
Kiszczak był też pytany o zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki, od którego mija w tym roku 25 lat. Ponownie zapewnił, że nie miał z nim nic wspólnego. - Były to wyrodki (mordercy Popiełuszki, red.), które w aparacie państwowym znalazły się przypadkowo. To nie byli ludzie naiwni, byli sterowani, a celem było zdjęcie mnie ze stanowiska. A kto stał za nimi? Niech pan sam sobie dopowie - stwierdził.
Według Kiszczaka ówczesny aparat państwowy nie skorzystał na śmierci kapelana opozycji - dlatego też uprawnione, jego zdaniem, było podejrzewanie w pierwszej fazie śledztwa, że to "Solidarność" go zlikwidowała - a cała sprawa była "zbrodnią wymierzoną w niego i w gen. Jaruzelskiego"
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24