Sprawa byłego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci 9 górników kopalni "Wujek" w 1981 roku wraca do sądu I instancji - uznał Sąd Apelacyjny.
SA uchylił wyrok Sądu Okręgowego, który w lipcu 2008 roku uznał, że karalność nieumyślnego - jak przyjęto - czynu Kiszczaka przedawniła się w 1986 roku.
Apelację od tego wyroku złożyła prokuratura i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych (czyli górnicy z "Wujka"). Wnosili oni o uchylenie umorzenia i ponowny proces. Obrona chciała utrzymania wyroku.
Sąd Apelacyjny uznał, że analiza materiału dowodowego przeporwadzona przez SO jest nietrafna. Zaznaczył, że do wyjaśnień gen. Czesława Kiszczaka należałoby podchodzić "z większą ostrożnością", gdyż Kiszczak występował w roli oskarżonego. W ocenie sądu pod uwagę powinien być wzięty całokształt okoliczności.
Sąd zaznaczył, że Kiszczak jako minister spraw wewnętrznych powinien przewidzieć możliwe scenariusze, w tym możliwość użycia siły. Według sądu gen. Czesław Kiszczak miał obowiązek wydania aktu regulującego użycie broni palnej w sytuacjach nadzwyczajnych. Wynikało to wprost z dekretu o stanie wojennym.
"Dalece niewystarczająca regulacja"
Kiszczak był jednym z autorów stanu wojennego i należał do osób najlepiej poinformowanych o sytuacji politycznej, a także sytuacji strajkowej - podkreślił SA.
W ocenie sądu, Kiszczak musiał zdawać sobie sprawę, "że przepisy dekretu o stanie wojennym w sposób dalece niewystarczający regulowały zasady użycia oddziałów zwartych i możliwość użycia przez nie środków przymusu i broni palnej".
W ocenie SA "nasuwa się przekonanie, że z pełną premedytacją i z pełnym przekonaniem zdaje się ta delegacja nie została wykonana" - orzekł SA. "Bo ówczesna władza używała broni wobec robotników, ale nie chciano tego robić w majestacie prawa" - zaznaczył SA.
SA ocenił, że Kiszczak musiał wiedzieć, że może dojść do "niekontrolowanego użycia broni, w tym do oddawania strzałów z broni palnej w czasie akcji odblokowywania zakładów pracy". Konsekwencją braku wydania rozporządzenia było "ręczne sterowanie podczas akcji pacyfikacyjnej w kopalniach". Sąd zwrócił też uwagę, że po tragediach w kopalniach winni nie zostali ukarani, a osoby biorące udział w pacyfikacjach "za wiedzą i zgodą Kiszczaka zostały odznaczone". "Oskarżony Kiszczak osobiście wręczał im te odznaczenia" - stwierdził Sąd Apelacyjny.
Bez przedawnienia
Sąd uznał, że nietrafne było ustalenie Sądu Okręgowego, że doszło do walki wręcz między górnikami a funkcjonariuszami ZOMO. "To ustalenie jest nietrafne, bo sprzeczne z materiałami dowodowymi" - stwierdził SA. W jego ocenie, nie można mówić o nieumyślnej winie Kiszczaka. Sąd zaznaczył też, że sprawa ta się nie przedawniła. "Termin przedawnienia upływa 1 sierpnia 2020 roku, jako że przepis dotyczący zbrodni komunistycznej po przyjęciu umyślności powoduje konieczność przyjęcia, że czyn ten jest zbrodnią komunistyczną" - uznał Sąd Apelacyjny.
SA zaznaczył, że nie wydał wyroku zmieniającego wyrok sądu I instancji, gdyż apelacja nie może być na niekorzyść oskarżonego - oskarżony ma gwarantowane konstytucją prawo do dwuinstancyjnego postępowania.
10 lat więzienia
Według aktu oskarżenia, Kiszczak umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego.
Zdaniem prokuratury, bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom "oddziałów zwartych" MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały, co było podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Kiszczakowi grozi do 10 lat więzienia.
Kolejny proces, końca nie widać
Proces Kiszczaka trwa od 1994 r. W 1996 r. uniewinniono go, a w 2004 r. skazano na 2 lata więzienia w zawieszeniu. Oba wyroki uchylił SA. Sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu złego stanu jego zdrowia, z katowickiego procesu zomowców spod "Wujka", w którym zapadł już prawomocny wyrok skazujący.
W 2008 r. katowicki sąd apelacyjny złagodził wyrok b. dowódcy plutonu specjalnego ZOMO Romualdowi Cieślakowi - z 11 do 6 lat więzienia. 13 jego podwładnych dostało zaś wyroki od 3,5 do 4 lat - wyższe niż w sądzie okręgowym. W kwietniu br. Sąd Najwyższy utrzymał te wyroki.
Zobacz archiwalne materiały Superwizjera w sprawie gen. Kiszczaka:
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24