Zalali część wyrobiska wodą, żeby nie wpuścić tam inspektora, przed kontrolą znosili na dół dodatkowy sprzęt wentylacyjny, a osobisty czujnik górnika wskazywał co innego niż ten należący do inspektora - tak zdaniem jednego z górników wyglądały kontrole w kopalni "Wujek". Dotarliśmy do świadka kontroli Wyższego Urzędu Górniczego z kwietniu tego roku.
Górnik opowiedział nam o gigantycznych nieprawidłowościach dotyczących sposobu przeprowadzania kontroli i przygotowań do niej. - Montowaliśmy wcześniej dodatkowe nawiewy, żeby czujnik nic nie wykazał - relacjonuje. Wszystko ma powtórzyć prokuratorom z Katowic.
WUG utrzymuje, że przeprowadził w "Wujku" kilka kontroli i nie wykazały one nieprawidłowości. Sprawdzali po tym, jak do ABW trafił film pokazujący fałszowanie wskazań metanomierzy. Do filmu dotarła TVN24 (CZYTAJ WIĘCEJ).
Jak twierdzi nasz rozmówca, o planowanej wizycie inspektora WUG wiedzieli wszyscy górnicy, którzy mieli zostać tego dnia skontrolowani.
- Podczas tej kontroli która była zapowiedziana nam na górze, poszedłem jak zwykle na odprawę – relacjonuje górnik. Górnikom polecono zabrać do kopalni dodatkowe wyposażenie. - Powiedzieli nam, że trzeba zabrać na dół trzy lutnie (rury wentylacyjne - red.) do wentylatorów pomocniczych – tłumaczy.
Górnikom przekazano, że dzwonił jeden z nadsztygarów i podkreślał, że trzeba się pospieszyć. - Powiedzieli nam, że sprawa jest pilna, bo doniesiono na policję, że ktoś wkłada czujniki do nawiewów, fałszując wyniki pomiarów. Więc zjechaliśmy na dół, montując dodatkowe nawiewy na szybko – relacjonuje mężczyzna.
Zalali wyrobisko wodą, żeby urzędnik go nie sprawdził
Praca w kontrolowanym rejonie kopalni, jak zwykle w takim przypadku, została wstrzymana na cały dzień. - Ściana była wietrzona, ale metanu nie dało się stamtąd pozbyć – mówi nam świadek. - W miejscu, gdzie było najwięcej metanu, puszczono więc wodę i zalano część wyrobiska tak, aby pan z WUG-u tam nie wszedł. Było tam wody do kolan. Tyle, że gumiaki by mu się zalały. W związku z tym nie wszedł tam – relacjonuje nasz rozmówca.
Urzędnik z WUG miał się tam zatrzymać się na chwilę i spytać ratowników, czy mają komplet niezbędnego wyposażenia. Jeden z ratowników nie miał obowiązkowego na kopalni "aparatu ucieczkowego", za co miał dostać mandat. Urzędnik spisał jego numer identyfikacyjny. Po wyjeździe ratownicy poszli załatwić sprawę mandatu do szefa wentylacji. - No i załatwili sprawę. Mandatu nie było – rozkłada ręce obserwator kontroli.
Mnie wskazywało co innego niż inspektorowi
Większość górników zebrała się w jednym miejscu i dzwoniła co chwilę z pytaniami, czy kontroler wyszedł już z ich rejonu. Według dokumentacji WUG, podczas kontroli największe stężenie, jakie odnotował inspektor wynosiło 1,9 % zawartości metanu w powietrzu. Świadek twierdzi, że miał ze sobą swój osobisty miernik ręczny. – Gdy ja szedłem za nim, u mnie wskazywało w pewnych miejscach pomimo wietrzenia nawet 7,8%.
Piszą kredą: "URZĄDZENIE NIESPRAWNE"
Jeśli któraś z kopalnianych maszyn nie spełniała wymogów bezpieczeństwa, oszukiwano inspektorów twierdząc, że maszyna nie działa. Przykładem wymienianym przez górnika jest "Becker". To kolejka jadąca po torach, wprawiana w ruch poprzez linę która ciągnie wózek. - Zawsze gdy jest w kopalni Urząd Górniczy, zostaje zamknięte wejście do napędu takiego urządzenia i kredą pisze się, że urządzenie jest niesprawne. Maszyna nie jest sprawdzana, bo teoretycznie jest uszkodzona i nikt z niej nie korzysta.
Górnicy dla wygody znaleźli swój sposób na uruchomienie kolejki. – Jeździ się „na tzw. diodę” - uśmiecha się nasz rozmówca. Poprzez zwarcie elektryczne wetknięta w odpowiednie miejsce dioda sprawia że kolejka wprawiana jest w ruch. - Kolejki używa każdy kto ma w kieszeni diodę – dodaje.
Mężczyzna, z którym rozmawialiśmy, zapowiedział, że w katowickiej prokuraturze odpowie na pytania prokuratorów, dotyczące przebiegu kontroli i przygotowań prowadzonych do górników.
Źródło: tvn24.pl