- Jeżeli sąd stwierdził, że nie ma potrzeby stosowania aresztu, to jest to działaniem irracjonalnym, zupełnie sprzecznym z logiką i doświadczeniem życiowym - tak mec. Piotr Kruszyński z Instytutu Prawa Karnego skomentował zastosowanie jedynie dozoru policyjnego wobec Jacka T., który jest podejrzany o podpalenie w ostatni weekend kilku samochodów w centrum Warszawy.
Prokuratura wnioskowała o trzymiesięczny areszt dla Jacka T. Do jej wniosku nie przychylił się jednak Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście. Zamiast tego zastosowany będzie dozór policyjny. Podejrzany będzie się musiał stawiać na komisariacie trzy razy w tygodniu. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Już wcześniej postawiono mu zarzuty w sprawie podpaleń z kwietnia 2011 roku. Wtedy podczas jednej nocy miał podpalić dziewięć samochodów w Śródmieściu i Ursusie.
"To się nie mieści w głowie"
- Jeżeli ten człowiek już wcześniej podpalał, to jest to ewidentna podstawa kodeksowa zapobieżenia działalności przestępczej przeciwko bezpieczeństwu publicznemu - mówił mec. Kruszyński.
Podkreślał, że skoro istniała realna podstawa, że podejrzany może kontynuować działalność, to należało zastosować wobec niego tzw. areszt prewencyjny. - Co on musiałby zrobić, żeby tak się stało? Zabić 10 osób, żeby przekonać sąd, że jest niebezpieczny? Mnie się to po prostu nie mieści w głowie - komentował Kruszyński. Dodał także, że prokuratura powinna złożyć zażalenie w tej sprawie. - Jestem oburzony działalnością sądu. To działanie nie chroni obywateli - podkreślał. Według niego, dozór policyjny w tym przypadku nie jest wystarczający.
- Sądy i prokuratura są po to, żeby chronić porządnych obywateli przed przestępcami - argumentował Kruszyński dodając, że posunięcia takie, jak to ostatnie, mogą doprowadzić do tego, że obywatele przestaną ufać organom ścigania. Jak powiedział mecenas, może to w przyszłości prowadzić do samosądów.
Samochody spłonęły w centrum stolicy
W nocy z soboty na niedzielę w stolicy całkowicie spłonęło 7 aut, a 3 zostały uszkodzone. Wszystko to działo się w okolicach placu Zbawiciela, na ulicach Oleandrów, Nowowiejskiej oraz Natolińskiej. Auta były zaparkowane w znacznej odległości od siebie, więc nie było możliwości, by zajęły się ogniem jedno od drugiego. Jackowi T. zarzucono sprowadzenie pożaru, który "zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24