Formalnie zlikwidowana, faktycznie działa - mowa o szkole-widmo w Bzurach na Podlasiu. Placówka decyzją radnych została zlikwidowana. Dodatkowo burmistrz zwolnił nauczycieli, uniemożliwiając tym samym funkcjonowanie szkoły zgodne z prawem, mimo że Sąd Administracyjny, do którego zgłosili się rodzice, wydał decyzję o wstrzymaniu likwidacji placówki.
Początek roku szkolnego w malutkiej podstawówce w miejscowości Bzury miało świętować ponad 30 dzieci. Ale przyszła jesień, a z nią cięcia finansowe w gminie i decyzja o likwidacji szkoły.
Uczyłam się w małej szkole, więc uważam, że mała szkoła nie jest gorsza od większej. Poza tym większa liczba dzieci zmniejsza uwagę nauczyciela, bo nie może tyle czasu poświęcić dziecku co w małej szkole Urszula Pogorzelska, rodzic
Placówka jednak funkcjonuje niemal normalnie. Jej nieformalna dyrektorka - Ewa Wiśniewska - zapewnia, że realizowane są wymagania programowe, choć dzienniki lekcji są nieoficjalne. Zwolnieni przez burmistrza Szczuczyna nauczyciele pracują za darmo - z sentymentu i chęci pomocy rodzicom dzieci, którzy nie godzą się na likwidację.
Grupa rodziców nawet zaskarżyła uchwałę radnych w sprawie szkoły do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Białymstoku, a ten, jeszcze przed początkiem roku szkolnego nakazał wstrzymanie likwidacji. Rodzice jednak mówią, że decyzji sądu władzom przekazać się nie udało. - Zajechaliśmy do gminy i był wielki problem, bo pana burmistrza nie było, a pani sekretarka nie chciała przyjąć postanowienia - relacjonuje Marzena Milewska.
"Niekompletne pismo"
Od początku, od stycznia z rodzicami rozmawiałem. Jednoznacznie stwierdziłem jako nauczyciel, że likwidacja szkół nie powinna mieć miejsca, ale podkreślałem, że czym innym jest moja wola, a czym innym dyscyplina finansów publicznych Artur Kuczyński, burmistrz
Rodzice dostali więc pisma z których wynika, że ich dzieci nie realizują obowiązku szkolnego, a to oznacza, że mogą płacić kary. Poza tym, dzieci mają zapewniony dowóz do największej szkoły na terenie gminy i tam, według burmistrza, powinny się uczyć od pierwszego września.
Na takie rozwiązanie jednak rodzice dzieci się nie godzą. - Uczyłam się w małej szkole, więc uważam, że mała szkoła nie jest gorsza od większej. Poza tym większa liczba dzieci zmniejsza uwagę nauczyciela, bo nie może tyle czasu poświęcić dziecku co w małej szkole - argumentuje Urszula Pogorzelska.
"Mówił, że nie zamknie"
Zbuntowani rodzice dodają jednak, że byliby nawet skłonni zaakceptować likwidację szkoły, gdyby była ona zgodna z prawem i wcześniejszymi obietnicami. - Zanim był (Artur Kuczyński - red.) burmistrzem, to na spotkaniu przedwyborczym pytaliśmy: co będzie ze szkołą? A on mówił, że w żadnym wypadku szkoły nie zamknie - przypomina Milewska.
- Od początku, od stycznia z rodzicami rozmawiałem. Jednoznacznie stwierdziłem jako nauczyciel, że likwidacja szkół nie powinna mieć miejsca, ale podkreślałem, że czym innym jest moja wola, a czym innym dyscyplina finansów publicznych - tłumaczy Kuczyński, a sprawa czeka a rozstrzygnięcie Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24