Pół roku prac społecznych, w wymiarze po 20 godzin miesięcznie - taki wyrok zapadł we wtorek przed Sądem Rejonowym w Białymstoku w procesie dwóch braci, z których jeden poszedł za drugiego na egzamin dojrzałości z matematyki. Oszustwo zauważyła komisja.
Na początku maja fałszywy maturzysta Patryk B. próbował podejść do egzaminu w Zespole Szkół Technicznych im. gen. Władysława Andersa w Białymstoku. Uczeń przyszedł na egzamin maturalny z matematyki. Podał dowód osobisty, podpisał listę obecności i usiadł w ławce.
Zorientowali się nauczyciele
Nauczyciele zorientowali się, że chłopak nie jest tym, za kogo się podaje. Wzbudził podejrzenia u komisji, ponieważ wyglądał inaczej niż na zdjęciu. Dodatkowo w komisji zasiadała nauczycielka, która dwa lata wcześniej uczyła jego brata.
Jak później się okazało, fałszywy maturzysta posłużył się dowodem osobistym swojego brata Marcina B. Gdy na miejsce wezwana została policja, chłopak uciekł. Po pewnym czasie w szkole pojawił się prawdziwy abiturient, który przeprosił i... chciał podejść do egzaminu. Komisja nie wyraziła na to zgody.
Jak podkreślał dyrektor szkoły Tadeusz Halicki, mężczyzna nie był jej uczniem, a jedynie został do niej oddelegowany z innej placówki po to, by napisać egzamin. W końcu jednak 22-latek przyznał się, że na maturę wysłał wcześniej młodszego o dwa lata brata.
Proces
Obaj bracia trafili na komisariat i usłyszeli zarzuty. Ten, który chciał podejść do matury za brata, odpowiadał przed sądem za posłużenie się cudzym dokumentem oraz fałszowanie dokumentu, a prawdziwy maturzysta - za pomocnictwo w dokonaniu czynu zabronionego. Obu groziło do pięciu lat pozbawienia wolności.
Jak mówił nam w maju dyrektor ZST, mężczyzna mógł zdawać resztę przedmiotów, ale wiadomo już, że matematyki nie zdał. - Mieliśmy przykład braku dojrzałości (...). Pracuję w szkolnictwie ponad 35 lat, cały czas w szkole ponadgimnazjalnej, więc takich egzaminów maturalnych mam za sobą już dużo i jest to pierwszy taki przypadek - mówił Halicki.
Sąd Rejonowy w Białymstoku wydał wyrok skazujący braci na pół roku prac społecznych w wymiarze po 20 godzin miesięcznie. Wyrok nie jest prawomocny. Zapadł po jednej rozprawie, na której nie było oskarżonych ani ich obrońców. W trakcie policyjnego dochodzenia obaj bracia przyznali się i wyrazili skruchę, jeden z nich chciał dobrowolnie poddać się karze, drugi liczył na warunkowe umorzenie postępowania.
Autor: mw, mart/ja / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24