Stan zdrowia 2,5-letniego chłopca, który połknął w sklepie trujące granulki do udrażniania rur, jest nadal bardzo ciężki. Byćmoże chłopiec nie leżałby w szpitalu, gdyby pojemniki z granulatem stały wyżej na sklepowych półkach.
Ze wstępnej kontroli przeprowadzonej przez inspekcję handlową wynika, że wiele butelek ze środkiem, dostępnych w sklepie gdzie doszło do tragedii, było źle zabezpieczonych. - W tej partii która oferowana była do sprzedaży prawie połowa pojemników łatwo się otwierała – informuje Beata Manios z Inspekcji Handlowej w Szczecinie. Kontrola jeszcze się nie skończyła. Producenci "Kreta" zapewniają, że butelki z silnie żrącym środkiem, łatwo otworzyć się nie da.
Całą sprawę bada jednak nie tylko Inspekcja Handlowa ale i prokuratura, która sprawdza czyj błąd spowodował, że dziecko w bardzo ciężkim stanie leży w szpitalu. - Prowadzimy czynności procesowe zarówno pod kątem zaniedbań ze strony personelu sklepu, jak również prawidłowości sprawowania opieki nad dzieckiem przez rodziców– mówi Jolanta Śliwińska z prokuratury okręgowej w Szczecinie.
Bezlitosny marketing
O tym, że każdy niebezpieczny produkt musi być zabezpieczony i oznakowany mówi rozporządzenie ministra zdrowia z 2004 roku. Substancje bardzo toksyczne, toksyczne i żrące muszą być zabezpieczone w sposób utrudniający otwarcie przez dzieci. Przepisy nic natomiast nie mówią o tym, gdzie takie produkty powinny stać.
Dla firm zajmujących się ustawianiem produktów na półkach sklepowych, to temat na tyle delikatny, że nie chcą go komentować przed kamerą. Nieoficjalnie mówią, że w tym przypadku marketing z bezpieczeństwem wygrywa.
Nie jest tajemnicą, że wyżej w zasięgu wzroku umieszczane są produkty markowe, droższe i lepsze, te o najniższej klasie, zwanej w branży ekonomiczną lądują zawsze na dole. Jednak w sklepie w Stargardzie Szczecińskim po dramatycznym dla 2,5 latka wydarzeniu, pojemniki z trującymi granulkami do udrażniania rur, już zmieniły miejsce.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24