Po prawie trzech latach prokuratura umorzyła głośne śledztwo, w którym menadżerom koncernu Orlen zarzucała korupcję - dowiedział się portal tvn24.pl. - Znaleźliśmy dowody na przyjmowanie korzyści majątkowych, nie udało się jednak ich powiązać z konkretnymi decyzjami - mówi Piotr Woźniak z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Wątek umorzenia tego śledztwa pojawia się w podsłuchanej rozmowie prezesa Orlenu z Pawłem Grasiem.
W śledztwie podejrzane były cztery osoby: członek zarządu Orlenu Marek S., dwóch podległych mu dyrektorów oraz przedsiębiorca z okolic Płocka. Zarzuty dotyczyły korupcji w sektorze gospodarczym. W przypadku członka zarządu chodziło - jak informowała warszawska Prokuratura Apelacyjna - o spowodowanie "znacznych skutków majątkowych", a w przypadku biznesmena - wręczenie korzyści majątkowej znacznej wartości. Marek S. został aresztowany na 40 dni, a Rada Nadzorcza odwołała go z funkcji członka zarządu. To o tym śledztwie 8 lutego rozmawiali w restauracji "Sowa i Przyjaciele" sekretarz stanu w kancelarii premiera Paweł Graś i prezes Orlenu Jacek Krawiec. Ten ostatni narzekał: ...cała apelacyjna warszawska (Prokuratura Apelacyjna w Warszawie - red.) to jest PiS-ogród (...). Wiesz ta, która zamknęła mi wtedy zastępcę za damski ch**, jak się okazuje. Facet 40 dni siedział, ma mieć umorzoną sprawę. Jakoś poradził sobie zawodowo, ale u nas był wtedy taki kryzys (…)"
Prezes ostro wypowiadał się też o Waldemarze Tylu, szefie pionu przestępczości zorganizowanej i korupcyjnej w Prokuraturze Apelacyjnej. - "Kur**, tam jest zastępcą taki Tyl, od Ziobry (...)".
Bez dowodów
Z samym zastępcą prokuratora apelacyjnego nie udało nam się porozmawiać, jest na urlopie. Ale informację o umorzeniu śledztwa potwierdził nam wczoraj naczelnik wydziału przestępczości zorganizowanej Piotr Woźniak.
Z obszernego uzasadnienia umorzenia postępowania wynika, że śledczy dysponują dowodami i poszlakami na przyjmowanie korzyści majątkowych przez podejrzanych. Nie zdołali jednak wykazać za jakie konkretnie decyzje były one wręczane. - Nie zgromadziliśmy dowodów wystarczająco uprawdopodabniających winę podejrzanych, stąd decyzja o umorzeniu - mówi Woźniak.
Decyzja o umorzeniu jest jeszcze nieprawomocna. Ale już wiadomo, że sam koncern Orlen, który miał w postępowaniu nadany status pokrzywdzonego, nie będzie się od niej odwoływał.
ABW zatrzymuje
Członek zarządu Marek S. został zatrzymany, a następnie aresztowany na 40 dni w grudniu 2011 roku.
Wraz z nim Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała przedsiębiorcę z Płocka Pawła M. Zarzut, który usłyszał menadżer koncernu dotyczył przyjęcia od biznesmena ciągnika ogrodowego marki John Deere, którego wartość nieznacznie przekraczała 100 tys. zł. Początkowo śledczy wiązali to z przetargiem, który na prowadzenie magazynu dla Orlenu wygrał właśnie Paweł M., a także z objęciem akcji jednej ze spółek zależnych od narodowego koncernu paliwowego.
Po 40 dniach sąd, który rozpatrywał zażalenie na areszt Marka S., podważył dowody zgromadzone przez ABW i prokuratora nadzorującego sprawę. Sędzia uznał, że ciągnik był w rzeczywistości zabezpieczeniem dla pożyczki którą Marek S. udzielił biznesmenowi. Co więcej, sama pożyczka została również zgłoszona i opodatkowana w Urzędzie Skarbowym.
Operacja "Black"
Działania prokuratury były efektem długotrwałej operacji "Black", którą tygodniami prowadziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W jej ramach śledzono i podsłuchiwano każdy krok wiceprezesa, a także bliskiego mu płockiego przedsiębiorcy. Została wszczęta po anonimach z informacjami o korupcyjnym układzie w Orlenie, które przychodziły od pracowników koncernu.
- W czerwcu 2011 roku funkcjonariusze prowadzący obserwację towarzyszącą sfotografowali każdy ruch transportu (ciągnika John Deere przewożonego od Pawła M. do domu Marka S. - red.) . Dokumentacja to koronny dowód, że łapówka została wręczona - pisała "Gazeta Wyborcza" o operacji "Black". Po kilku miesiącach funkcjonariusze ABW dochodzą do wniosku, że ich działania przestały być tajemnicą dla rozpracowywanych osób. Według nich, to dlatego wiceprezes Orlenu zamawia taki sam ciągnik u dealera. Później okazało się, że S. traktował ciągnik jako zabezpieczenie pożyczki i jednocześnie testował go w swoim ogrodzie chcąc kupić taki sam lub podobny.
Krawiec przesłuchany
W śledztwie dwukrotnie przesłuchano samego prezesa Jacka Krawca. Ten zeznał, że intratnego przetargu na powierzchnie magazynowe nie nadzorował Marek S., nie miał więc możliwości go "ustawiać". Sami prokuratorzy zweryfikowali dokumentację tego zamówienia publicznego i także nie znaleźli większych nieprawidłowości, które by potwierdzały podejrzenia funkcjonariuszy ABW. Obydwa ciągniki wróciły już dawno do swoich właścicieli. Z podsłuchanej rozmowy wynika również, że sam Jacek Krawiec zmienił zdanie o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Najprawdopodobniej ma on na myśli zmianę związaną z odwołaniem generała Krzysztofa Bondaryka, które miało miejsce na początku 2013 roku. - Ja ci powiem też, że po zmianach dużo lepiej się współpracuje z ABW. Zupełnie inny klimat. Już nie ma szukania, chodzenia, knucia i szczucia - stwierdził.
Autor: Robert Zieliński/ola / Źródło: tvn24.pl