- Będziemy walczyć do samego końca. Zrobimy wszystko, żeby tych 30 mln kary nie zapłacić - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 rzecznik rządu Paweł Graś. Dodał, że nie widzi nic nadzwyczajnego w tym, że o sprawie kary po zakończeniu posiedzenia rządu nie wiedział wicepremier Janusz Piechociński. Zaznaczył, że o karze nie miał też okazji "jeszcze dziś" rozmawiać z premierem Donaldem Tuskiem.
Na mocy najnowszej decyzji KE środki finansowe zostaną odzyskane od 14 państw członkowskich. Jak wyjaśnił na konferencji prasowej w południe Roger Waite, rzecznik KE ds. rolnictwa, w sprawie Polski chodzi o "znacznie niedociągnięcia" w systemie identyfikacji działek rolnych.
Zbadać dokładnie
Graś zaznaczył, że w sprawie kary "potrzebna jest teraz spokojna rekacja resortu rolnictwa". - Już zapowiedział, że wykorzysta cały proces odwoławczy, również drogę sądową. Trzeba przypomnieć, że z tamtej perspektywy rząd polski i polscy rolnicy wykorzystali prawie 160 mld euro. Z tego 30 mln jest na razie zakwestionowane - powiedział minister.
I zapewnił: - Będziemy walczyć do samego końca. Sprawa dotyczy lat 2007-2008, czyli bardzo trudnego okresu nie tylko dla Polski, ale wszędzie gdzie te nowe systemy były wdrażane. Z tego co pamiętam, to sposób inwentaryzacji był wtedy przez komisję zatwierdzany i wtedy nie budził zastrzeżeń. Zrobimy wszystko, żeby tych 30 mln kary nie zapłacić, nie stracić - podkreślił rzecznik rządu.
- System musiał być przygotowany wcześniej, bo przecież nie powstaje on z dnia na dzień. W związku z tym losy powstawania tego systemu, decyzji co do jego użycia i ewentualnych błędów jego funkcjonowania będziemy musieli dokładnie zbadać - zapowiedział Graś.
Nie wiedział, no i co...
Jak pisaliśmy, o sprawie kary nie wiedział wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński. Pytany w Sejmie przez dziennikarzy już po posiedzeniu rządu powiedział: - Nie wiem, jaka informacja przyszła i w jakim obszarze, o której kwocie i z jakim uzasadnieniem mówimy. Mam nadzieję, że bardzo szybko minister Stanisław Kalemba odpowie na to pytanie - stwierdził.
Paweł Graś odniósł się do tej "niewiedzy" wicepremiera. - Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, wszyscy wiedzą, że posiedzenia rządu mają charakter zamknięty, ministrowie nie mają dostępu do telefonów komórkowych, do komputerów, a nie była to sytuacja tak nadzwyczajna i kryzysowa, żeby posiedzenie rządu tą informacją musiało być przerwane. Dlatego do ministrów ta informacja dotarła później. Jestem przekonany, że resort rolnictwa miał tę informację wcześniej i teraz czekamy na reakcję resortu - zaznaczył rzecznik.
Czy o sprawie wiedział premier? - Powiem zupełnie szczerze, nie miałem okazji dziś rozmawiać o tym z panem premierem. Była długa rada ministrów, natychmiast po radzie pan premier miał całą serię spotkań ze swoimi ministrami i do momentu mojego wyjazdu do studia nie miałem okazji z premierem o tym rozmawiać. Więc nie mogę odpowiedzieć na to pytanie - powiedział Graś.
Schetyna musi wyjaśnić
Rzecznik rządu odniósł się też do sprawy taśm. W weekend "Newsweek" opublikował na swojej stronie internetowej nagranie z zamkniętego spotkania premiera Donalda Tuska z działaczami PO z województw dolnośląskiego, opolskiego i kujawsko-pomorskiego. Jeden z uczestników spotkania Henryk Koczan (wrocławska PO) pytał premiera, dlaczego szefem gabinetu politycznego w MSW jest Paweł Majcher, którego - jak mówił - na Dolnym Śląsku pamięta się "z okresu IV RP jako sprawnego funkcjonariusza mediów publicznych". Na nagraniu słychać, że ktoś z Sali dodaje: "pisior". "Na mój nos on nie będzie długo dyrektorem" - odpowiada premier i zapowiada, że poprosi ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza o wyjaśnienia. Sienkiewicz zapowiedział w poniedziałek, że Majcher pozostanie na stanowisku szefa jego gabinetu politycznego
- Trochę jestem tą sytuacją zaskoczony, bo mieliśmy kiedyś próbę nagrania premiera na Pomorzu i wszyscy bardzo źle oceniali taką próbę. Nie do końca rozumiem tę sytuację - powiedział Graś. - Wygląda na to, że nie chodziło o to, żeby załatwić jakąś konkretną sprawę lub opowiedzieć o konkretnych pretensjach. Ku temu było dużo czasu i nikt z liderów dolnośląskiej PO, z działaczy tamtejszych struktur ani premierowi, ani ministrowi Sienkiewiczowi wcześniej nie sygnalizował, że jest jakikolwiek problem związany z tym człowiekiem, z jego przeszłością - dodał minister.
Zastrzegł, że sam nie badał przeszłości szefa gabinetu politycznego w MSW, ale "na pewno zrobił to gruntownie pan minister Sienkiewicz". - Rozmawiał nie tylko z bohaterem całej akcji, ale też z ludźmi z Dolnego Śląska. Takich zastrzeżeń, które uniemożliwiałyby mu sprawowanie tej funkcji nie ma. Minister Sienkieiwcz rozmawiał z panem premierem na ten temat i premier zostawił mu w tej sprawie wolną rękę - podkreślił Graś, odnosząc się do ewentualnej dymisji urzędnika.
Takie kroki sugerował bowiem w rozmowie z działaczami sam premier. - Dlatego taką formułę przyjeliśmy, żeby ludzie mieli okazję do luźnej, spokojnej rozmowy. Reakcja premiera była spontaniczna. Zresztą nie on był autorem tego obraźliwego słowa (pisior - red.), tylko dopytał czy rzeczywiście dobrze usłyszał. Z dużej chmury mały deszcz. To, co w tym jest bulwersujące, to odpowiedź na pytanie dlaczego tego nagrania dokonano. Na odpowiedzi na to pytanie powinno zależeć władzom regionu - zaznaczył rzecznik rządu.
Jego zdaniem "jest oczekiwanie", żeby to Grzegorz Schetyna, lider PO na Dolnym Śląsku, zajął się sprawą i ją wyjaśnił. - Nie chce mi się wierzyć, że Grzegorz konstruowałby tu jakąś intrygę, która od początku do końca byłaby wymierzona przeciwko premierowi - dodał Graś, pytany czy premier ufa Schetynie i jest pewny, że nie stoi on za sprawą nagrania.
Rekonstrukcja do decyzji premiera
Rzecznik rządu skomentował też pojawiające się informacje o ewentualnej dymisji ministra finansów Jacka Rostowskiego. Wszystko w kontekście koniecznej nowelizacji budżetu. Jego zdaniem to plotki. - Taka plotka rzeczywiście się pojawiła i tak ją należy traktować. Jako plotkę. To pan premier będzie decydował o dalszych losach swoich ministrów. Na razie nic nie wskazuje na to i nie ma żadnych przesłanek, by los pana ministra Rostowskiego był zagrożony - zapewnił rzecznik rządu.
Dodał, że to nie Rostowski "jest winien kryzysowi ogólnoświatowemu. - To przestrzelenie (w budżecie - red.) miało też swoje dobre strony. Polski podatnik sporo zaoszczędził na tych przestrzelonych prognozach. Rynki nam zaufały. Nie mówię, że minister zrobił to z premedytacją, czasami zdarzają się takie sytuacje, że wychodzą gospodarce i polskiemu podatnikowi na dobre. Tak było w tym przypadku - powiedział Paweł Graś.
Pytany o zapowiadaną od dawna rekonstrukcję rządu stwierdził, że "na pewno nie będzie to rekonstrukcja dla rekonstrukcji". - Jeśli dojdzie do zmian, to nie będą to zmiany czysto personalne. To będzie się wiązało z nowymi zadaniami i wyzwaniami, które stoją przez rządem. Tu mamy konkretną perspektywę - wykorzystania środków europejskich, perspektywę wyborów samorządowych. Te dwa czynnki będą brane pod uwagę. Jeśli chodzi o decyzję - kiedy, to zobaczymy. W połowie kadencji pan premier dokona podsumowania pracy poszczególnych resortów i ministrów, i podejmie decyzję - zapewnił Graś.
Autor: mn/tr / Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24