Ktoś, kto chce zbudować większość w danej instytucji, w demokratycznych wyborach, ma prawo do rozmów - powiedział w "Kropce nad i" prezydencki minister Andrzej Dera. Odniósł się w ten sposób do doniesień, według których PiS próbuje przeciągnąć na swoją stronę senatorów opozycyjnych w celu zdobycia większości w Senacie. Jego zdaniem "to nie jest żadna korupcja polityczna, tylko to są normalne rozmowy".
Kandydaci Koalicji Obywatelskiej zdobyli w nowym Senacie 43 mandaty, PSL - trzy, SLD - dwa. Kolejne trzy zdobyli kandydaci niezależni, deklarujący dystans do PiS-u. W sumie daje to w stuosobowej izbie 51 mandatów. PiS ma natomiast 48 mandatów.
W Senacie zasiądzie także startująca z własnego komitetu Lidia Staroń, którą część komentatorów widzi bliżej środowiska politycznego Zjednoczonej Prawicy, choć ona sama deklaruje, że będzie "rozmawiała ze wszystkimi".
Ze strony partii rządzącej miały pojawić się próby przeciągania na swoją stronę niektórych senatorów opozycji.
Tomasz Grodzki z Koalicji Obywatelskiej, który ponownie zdobył mandat senatora, twierdzi, że był sondowany, czy zostałby ministrem zdrowia w rządzie PiS. Europoseł PiS Patryk Jaki oświadczył, że jego zdaniem "to na razie jest fake news". W środę w "Rozmowie Piaseckiego" szef kancelarii premiera Michał Dworczyk pytany o to, czy pojawiają się próby przeciągania przez PiS na swoją stronę niektórych senatorów opozycji, przyznał: - W tej chwili prowadzone są jakieś rozmowy.
"To nie jest żadna korupcja polityczna, tylko to są normalne rozmowy"
Do sytuacji wokół układu sił w Senacie odnosił się w środę w "Kropce nad i" w TVN24 sekretarz stanu w kancelarii prezydenta Andrzej Dera. Przekonywał, iż "normalną rzeczą w demokracji jest to, że ten, kto wygrywa wybory, będzie szukał i rozmawiał w ten sposób, żeby mieć większość".
- To jest normalne. I takie coś jest i być powinno - dodał.
Prezydencki minister wskazywał, że "rzadko się zdarza tak jak w Polsce, że jedna partia ma większość, tak jest akurat w Sejmie". - Ale przecież przed Prawem i Sprawiedliwością nie było rządów jednej partii, były koalicje, były rozmowy. I to nie jest żadna korupcja polityczna, tylko to są normalne rozmowy polegające na tym, żeby stworzyć większość - ocenił Dera.
Jego zdaniem "takie rzeczy miały miejsce, zdarzają się".
- Ktoś, kto chce zbudować większość w danej instytucji, w demokratycznych wyborach, ma prawo do rozmów. Pytanie jest takie, czy uda mu się tę większość zrobić, czy nie - dodał.
"Jednym z elementów demokracji jest możliwość zbadania i sprawdzenia wyników wyborczych"
Gość "Kropki nad i" komentował także sprawę złożenia przez PiS do Sądu Najwyższego wniosków w ramach protestów wyborczych.
Chodzi o wniesienie o sprawdzenie nieważnych głosów w sześciu okręgach w wyborach do Senatu: numer 75, 100, 12, 92, 95 i 96. Sąd Najwyższy rozpatrzy wniesione protesty w składzie trzech sędziów nowo utworzonej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Ma na to 90 dni.
Skład Izby Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego został wyłoniony przez nową Krajową Radę Sądownictwa, która z kolei została wybrana nie przez środowisko sędziowskie - jak wcześniej - a przez Sejm, większością głosów posłów Prawa i Sprawiedliwości.
We wtorek decyzję o złożeniu protestów w sprawie głosowania w trzech okręgach podjęła Koalicja Obywatelska. Chodzi o trzy okręgi: numer 2, 26 i 59.
Jak mówił Andrzej Dera, "sąd ustali, czy dany wniosek rozpatrywać czy nie, więc spokojnie trzeba poczekać na decyzję". Wskazywał, że "politycy mają prawo złożyć protest - tak jak każdy obywatel - natomiast od rozpatrzenia takich wniosków, zasadności, jakości, et cetera, są sędziowie, którzy powinni takie coś rozpatrzyć, a nie politycy".
Jego zdaniem "jednym z elementów demokracji jest możliwość zbadania i sprawdzenia wyników wyborczych". - Tak jest skonstruowane prawo nie tylko w Polsce - powiedział prezydencki minister.
- Takie przypadki wcześniej miały miejsce i dobrze, że sąd wszelkie wątpliwości, które się komukolwiek zrodziły, rozpatruje i ustala, czy wyniki są prawidłowe, czy nie - dodał.
"Dla bezpieczeństwa lepiej sprawdzić te głosy"
Dera zwrócił uwagę, że w okręgu numer 100 (obejmującym Koszalin oraz powiaty koszaliński, sławieński i szczecinecki), różnica liczby głosów między Stanisławem Gawłowskim - który wygrał, startując z własnego komitetu wyborczego - a kandydatem PiS Krzysztofem Nieckarzem, wyniosła 320 głosów. W tym okręgu oddano 3344 głosy nieważne.
- Więc dla bezpieczeństwa lepiej sprawdzić te głosy, czy rzeczywiście jest ta różnica prawdziwa, czy nie. To nic nie boli, a jest pewność stuprocentowa, że nie było problemu - przekonywał prezydencki minister.
Jego zdaniem wniesienie protestów wyborczych przez PiS to "korzystanie z prawa".
- Jeżeli obywatele mogą wnieść zgodnie z prawem protest wyborczy, to obowiązkiem sądu jest sprawdzić go - kontynuował Dera.
Pytany, dlaczego Prawu i Sprawiedliwości tak bardzo zależy na większości w Senacie, odparł: - Jeżeli jest możliwość rządzenia w Sejmie, jak i w Senacie, to jest normalnie.
Według niego w wyścigu po mandaty w wyższej izbie parlamentu "pierwsze miejsce zajął komitet Prawa i Sprawiedliwości". - Natomiast czy powstanie koalicja (złożona z senatorów opozycyjnych ugrupowań - red.), czy nie, to jest kwestia rozmów między tymi blokami - przekonywał.
Autor: akr//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24