Po tym, jak tydzień temu amstaff pogryzł pięcioletnią dziewczynkę w jednej z krakowskich restauracji, jej właścicielka musiała przyjąć kontrolę sanepidu. Dostała 300-złotowy mandat. Kobieta nie została jeszcze przesłuchana przez prokuraturę. Może jednak usłyszeć zarzuty spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Powiatowemu inspektorowi sanitarnemu kontrolę w lokalu udało się przeprowadzić dopiero po trzech dniach od wypadku. Bezpośrednio po nim właścicielka zamknęła bowiem restaurację.
- Inspektorzy zastali wysprzątany obiekt, bezpieczny dla klientów. Nie było więc podstaw do jego zamknięcia, które jest możliwe tylko wtedy, gdy lokal stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi - wyjaśnił Stanisław Pawlus z małopolskiego sanepidu. I dodaje: - Przeprowadzona kontrola wykazała jedynie drobne uchybienia techniczne w obiekcie. Nakazano ich usunięcie.
Mała Włoszka zaatakowana
W zeszły poniedziałek wieczorem pięcioletnia dziewczynka, obywatelka Włoch, została pogryziona przez amstaffa w jednej z restauracji w centrum Krakowa. Włoska rodzina, która przyjechała do Polski na wakacje wraz ze znajomymi odwiedziła restaurację przy ulicy Grodzkiej w Krakowie.
Dziewczynka wraz z dwójką innych dzieci poszła do toalety. Wtedy z zaplecza wyszły dwa amstaffy, należące do właścicielki lokalu. Jeden z nich, 10-miesięczna suka zaatakowała dziecko. Dziewczynka z obrażeniami głowy, policzka i nosa została przewieziona do szpitala. Założono jej tam kilkadziesiąt szwów.
Prokuratura bada sprawę
Postępowanie w tej sprawie prowadzi krakowska prokuratura, a psy zostały przekazane do schroniska na obserwację. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska poinformowała, że sprawa jest nadal w toku. Śledczy przesłuchują świadków zdarzenia i czekają na opinie biegłych: lekarską i weterynaryjną.
Właścicielka lokalu nie została jeszcze przesłuchana.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24