Pójście razem z narodowcami w marszu 11 listopada nie jest możliwe - powiedziała w "Faktach po Faktach" reżyserka Agnieszka Holland. Oceniła, iż to "udawanie, że jesteśmy wspólnotowi, chcemy wszystkich zjednoczyć pod biało-czerwoną flagą".
Agnieszka Holland odniosła się do apelu premiera Mateusza Morawieckiego o wspólne świętowanie stulecia niepodległości podczas marszu 11 listopada.
- To jest oczywiście kłamstwo. To jest udawanie, że jesteśmy tacy wspólnotowi, otwarci, chcemy wszystkich zjednoczyć pod biało-czerwoną flagą i wszystkich kochamy, a jednocześnie w tym samym czasie prokuratura umarza postępowanie wobec narodowców, którzy skopali, opluli i pobili grupę kobiet - oceniła reżyserka.
Odniosła się do decyzji Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która umorzyła śledztwo w sprawie naruszenia nietykalności cielesnej i znieważenia kobiet, które 11 listopada 2017 roku blokowały na moście Poniatowskiego przejście marszu narodowców. Działaczki zapowiadają odwołanie od tej decyzji. Zdaniem Holland marsz 11 listopada nie jest marszem niepodległości, tylko narodowców, do którego przyłącza się coraz więcej ludzi.
- Oni są hołubieni, nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za ewidentnie faszystowskie hasła czy zachowania. Ta władza obecna, czyli PiS z premierem, prezesem (...) zapłaci za to. Ale niestety zapłacimy za to my wszyscy - oceniła Holland.
Dodała, że "w momencie, kiedy zło się hoduje, kiedy pozwala się złu rosnąć, to w pewnym momencie nie można go zatrzymać normalnymi metodami".
- Pójście razem z narodowcami w marszu nie jest możliwe - powiedziała Holland. - Być może, gdybyśmy byli w stanie wojny, jakiejś wyższej konieczności, to różne takie opinie, podziały ideologiczne, czy merytoryczne mogą zostać zawieszone na czas jakiegoś wielkiego nieszczęścia, jakiejś wielkiej narodowej katastrofy - dodała.
Jej zdaniem "katastrofa, którą teraz przeżywamy, nie skłania do tego typu jedności". - Katastrofa to zlikwidowanie trójpodziału władzy, czyli de facto państwa demokracji liberalnej. To jest izolowanie Polski od Europy Zachodniej - powiedziała.
W opinii Holland marzeniem premiera Węgier Viktora Orbana czy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego "jest to, żeby cała Europa stała się taka jak oni, to znaczy autorytarna, nacjonalistyczna, ksenofobiczna, zamknięta, nietolerancyjna, nie rozumiejąca problemów współczesności, nienawidząca wszystkich poza nami".
"Słowa haniebne"
Odniosła się również do wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy, który w Leżajsku mówił, że chce, aby obywatele mieli przekonanie, iż ktoś myślał o nich, a nie "o jakiejś wyimaginowanej wspólnocie, z której dla nas niewiele wynika". - Wspólnota jest potrzebna tutaj, w Polsce, dla nas - własna, skupiająca się na naszych sprawach, bo one są dla nas sprawami najważniejszymi; kiedy nasze sprawy zostaną rozwiązane, będziemy się zajmować sprawami europejskimi. A na razie, niech nas zostawią w spokoju i pozwolą nam naprawić Polskę, bo to jest najważniejsze - mówił we wtorek.
- To są słowa haniebne, bardzo niemądre i bardzo szkodliwe - oceniła Holland. Zaznaczyła jednak, że "ponieważ nikt rozsądny nie ma już żadnych złudzeń co do moralnej i intelektualnej klasy prezydenta i co do jego politycznego znaczenia", to sytuacja, kiedy "sobie tak chlapie, jest w sumie nie bardzo groźna". Dodała, że gdyby natomiast się okazało, że jest "wyrazicielem tego, czego chce władza, to znaczy obrzydzenia Polakom Unii Europejskiej i obrzydzenia Europejczykom Polski, to jest to straszliwie niebezpieczne".
- Jeżeli nie będziemy należeć do dużej, lojalnej wspólnoty demokratycznej, to znajdziemy się w orbicie zupełnie innych wpływów. Wszystko, co teraz się dzieje, sprawia wrażenie, jak gdyby obecne władze, łącznie z Orbanem (...) dążyły do tego, żeby rozwalić stabilność, wspólnotę europejską i żeby kraje tak zwanego Trójmorza przesunąć na wschód - oceniła reżyserka.
Jej zdaniem, "jeżeli Europa ulegnie destrukcji, to trzecia wojna światowa jest czymś bardzo realnym".
Autor: js/tr/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24