Krzysztof Bondaryk, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, największej tajnej służby w Polsce, potajemnie dostaje setki tysięcy złotych od sieci telefonii komórkowej Era, gdzie wcześniej pracował. Sprawa wyszła na jaw podczas kontroli, jaką na prośbę prezydenta Lecha Kaczyńskiego przeprowadzili funkcjonariusze CBA - pisze "Dziennik".
Bondaryk od roku kieruje ABW. Według gazety, nie zerwał jednak związków ze swoim poprzednim pracodawcą, siecią telefonii komórkowej Era. Zainkasował w tym roku już pół miliona zł - wykryli to już we wrześniu funkcjonariusze CBA, którzy badają oświadczenie majątkowe szefa ABW.
Paweł Graś, który w PO zajmuje się tajnymi służbami, przekonuje, by nie szukać w tym sensacji. "Bondaryk otrzymuje pieniądze z tytułu zakazu konkurencji, w oświadczeniu majątkowym wykaże je zgodnie z przepisami, na wiosnę 2009 r." - zapewnia.
Tyle, że w tym samym czasie kiedy pobierał od telekomu sowitą odprawę, Bondaryk forsował korzystne dla operatorów przepisy. Chodzi o ujawnione w lipcu przez "Dziennik" naciski szefa ABW dotyczące sposobu podsłuchiwania Polaków. Policja, CBA i służby wojskowe zgodnie chciały zakładać podsłuchy tak, aby firmy telekomunikacyjne nie wiedziały, kto jest podsłuchiwany. Jako jedyny sprzeciwił się temu Bondaryk, który w ustawie chciał zagwarantować dostęp do tych informacji pracownikom operatorów.
"W pionach bezpieczeństwa telekomów siedzą byli funkcjonariusze służb specjalnych, których podejrzewamy o handlowanie tymi informacjami" - tłumaczył "Dziennikowi" wysoki rangą oficer komendy głównej policji. Dlatego kwestia odprawy dla Bondaryka wywołuje kontrowersje i podejrzenia o konflikt interesów.
Zdaniem Władysława Stasiaka, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, sprawą jak najprędzej powinno zająć się rządowe Kolegium ds. Służb Specjalnych. "Zawnioskuję o to, ale decyzję podejmuje premier" - powiedział gazecie Stasiak.
Źródło: "Dziennik"