Piątek-Niedziela: Wiedeń. Grzane wino. Frankfuterki jedzone rękami. Centimeter. Sznycel, a nawet dwa za jeden. Gulasz. Mokre buty. Pałac cesarski. Malarstwo. Choinka. Kolędy. Jarmarking.
Poniedziałek: Jak ja k... nie lubię poniedziałku. Trzy godziny w księgarni. „Woda dla słoni". Dom. Nic nie rozumiem z „Wody...". Telefon. Wodomierz. A skąd mam wiedzieć, czy działa??? Wiem, że nadal działa jarmarking.
Wtorek: Znowu „Woda...". Różnica: zaczynam rozumieć. Wieczorem koszykówka. Żenująca porażka. To wina weekendowego wina.
Środa: Łódź. Lotnisko. eM z tobołem i włoskimi wrażeniami. Tory w okolicach centrum i napis: od 19 do 5 rano szlaban zamknięty (???). Wielokrotnie słyszę, że nic nie rozumiem.
Czwartek: Dyżur do nocy, a w nim dezodorant „Tuska", rozmowa o stanie... wojennym, górnikach, ojcu, internowanych, śpiworach i strajkach. Skończyłem „Wodę...".
Piątek: Piszę. Na zewnątrz. Nic nie wychodzi. Przerwałem, nim zacząłem. Telefon. Ukraina. Tylko dla kasy??? Odradziłem. Telefon. Sto lat. Wziąłem się za „Fryzjera".
Sobota: Zaczęła się późno, bo „Fryzjer" to fascynujący człek. Parapetówa. Dużo nieznanych, później poznanych. PES.
Niedziela: Dlaczego nie spałeś w domu??? Pierniki. Lukier. Flamastry. Czekolada. Mdli mnie. Chili. Szpila. Nie lubię ludzi, którzy oszukują. Drugi dom. Padłem jak kawka.
Każda z tych rzeczy była ważna. Ale nadal brakuje czasu – tak mi się wydaje - na ważniejsze. Głównie dla eM i na znalezienie własnego M oraz dla Poznania i poznania tego, co dla Poznania.
Z okazji nadchodzących świąt i nowego roku życzę wszystkim znalezienie czasu na WSZYSTKO, co dla Was NAJWAŻNIEJSZE.