Ryszard Sobiesiak miał zeznać, że spotkał się z Mirosławem Drzewieckim na Florydzie już po wybuchu afery hazardowej. Tak mówi wiceszef komisji Bartosz Arłukowicz.
Nieco inną wersję tego zeznania przedstawiają inni posłowie śledczy - Jarosław Urbaniak i Franciszek Stefaniuk. Mówią, że Sobiesiak zeznał, iż siedział na ławce. Podjechał samochód Drzewieckiego. Wysiadła jego żona. Drzewiecki odjechał. Według Stefniuka, Sobiesiak rozmawiał z żoną. Według Urbaniaka, ani Drzewiecki ani żona go nie zauważyli.
W tych relacjch pojawia się też informacja o rozmowie telefonicznej z Drzewieckim. Na Florydzie. Sobiesiak miał mieć pretensje, że jego nazwisko w kontekście afery się pojawiło. Nie tyle pretensje do Drzewieckiego, co pretensje w ogóle. Innymi słowy, była rozmowa. Albo - jak zrozumiał poseł Arłukowicz - było spotkanie.
Bez względu na to, kto Ryszarda Sobiesiaka zrozumiał bardziej precyzyjnie (kropkę nad i postawi stenogram), Mirosław Drzewiecki przed komisją zaprzeczył, jakoby po wybuchu afery hazardowej miał jakikolwiek kontakt z Ryszardem Sobiesiakiem:
Poseł Bartosz Arłukowicz:
Czy pan wie, kiedy pan Sobiesiak opuścił kraj na ten dłuższy okres czasu po
wybuchu afery hazardowej bądź tuż przed wybuchem afery hazardowej?
Pan Mirosław Drzewiecki:
Nie wiem.
Poseł Bartosz Arłukowicz:
Nie wie pan.
A wie pan gdzie przebywał za granicą?
Pan Mirosław Drzewiecki:
Też dokładnie nie wiem.
Poseł Bartosz Arłukowicz:
Nie mieliście żadnego kontaktu?
Pan Mirosław Drzewiecki:
Nie, żadnego.
Według Mirosława Drzewieckiego żadnego kontaktu nie było. O ostatnim spotkaniu z Sobiesiakiem mówił tak:
Prawdą jest, że ostatni raz widziałem go 22 września 2009 r.
w hotelu Radisson. I prawdą jest również to, że podczas konferencji prasowej,
próbując błyskawicznie przypomnieć sobie daty spotkań jako punkt odniesienia,
przyjąłem 30 czerwca 2009 r., czyli dzień wysłania do ministra Kapicy pisma, o które
przede wszystkim pytali mnie dziennikarze i na którym głównie koncentrowała się ich
uwaga. Spotkanie, które miało miejsce 22 września, było zaplanowane tydzień
wcześniej. Pan Sobiesiak nie miał w nim uczestniczyć. Uczestników było czterech,
a pan Sobiesiak dołączył dosłownie na kilka minut. Zaproszony w trakcie tego
spotkania przez jednego z nich – nie przeze mnie, jak skłamał kolejny raz pan
Kamiński – i to nie ów uczestnik spotkania dzwonił do pana Sobiesiaka, żądając jego
natychmiastowego przyjazdu, to pan Sobiesiak telefonował do niego. Oświadczam, że
mam czterech świadków na okoliczność tego, że do spotkania doszło przypadkowo,
nie z mojej inicjatywy. Cała tajemnica polegała na tym, że znajomy zapraszający pana
Sobiesiaka do dołączenia do nas był sponsorem turnieju golfowego mającego się
odbyć bodajże następnego dnia i miał nadzieję, że wspólnie namówią mnie do udziału
w nim, sądząc, że obecność ministra sportu podniesie rangę zawodów.
Pytania do Mirosława Drzewieckiego brzmią: czy spotkał się z Ryszardem Sobiesiakiem na Florydzie po 1 października 2009? Czy rozmawiał z nim przez telefon o aferze hazardowej? A jeśli tak, to dlaczego zataił to przed komisją?