Hel się zbroi. Drogę wzdłuż półwyspu ozdabia szpaler metalowych zapór, a nieczynne od wielu lat wojskowe rogatki na drodze z Juraty na kilka chwil powrócą do dawno zarzuconej działalności polegającej na niewpuszczaniu osób postronnych. Przybywa prezydent Bush.
Chcieliśmy zrobić zdjęcia miejscu spotkania prezydentów, czyli słynnej rezydencji prezydenta - tę zbitkę wyrazów trudno wymówić, a kryjący się za nią obiekt jeszcze trudniej sfilmować. Przed bramą zatrzymywać się nie wolno. Fortelem godnym pana Zagłoby porzuciliśmy więc auto w lesie i przed bramę udaliśmy się per pedes. Na nasz widok czujny żołnierz opuścił stanowisko w cieniu aby uprzejmie poinformować, że zdjęć drzwiom do lasu robić nie wolno. Bo to las prezydencki. I na nic nasze tłumaczenia, że przecież minister Sikorski sam zdejmował zakazy fotografowania... Zdejmował i jego też zdjęli. Sio.
Przy samochodzie czekali już uprzejmi surferzy z mercedesem klasy G. Naprawdę, wyglądali jak z Los Angeles. Tylko w ruchach tacy prędcy i jeden miał pamiątkową koszulkę. Z napisem "Iraq". Nawet nie pytali, co robimy - po prostu kazali już sobie pójść. Poszliśmy. Wiadomo, przybywa prezydent Bush.
Zastanawiam się tylko ilu tych antyglobalistów, przed którymi te wszystkie zapory, rzeczywiście tu przyjedzie? Zmęczeni zadymą w Rostocku będą jeszcze chcieli tłuc się Tanimi Liniami Kolejowymi albo jednopasmową drogą na Hel, aby zatrzymać się na szerokich plecach surferów z mercedesa klasy G? Szczerze wątpię.