Skoro już sięgnąłem do kolejnej książki Pamuka (patrz: „Taniec nad przepaścią – postscriptum” oraz „Nasi niewolnicy”), to trochę się przy niej zatrzymam. Przypominam, że jesteśmy (w powieści „Nazywam się czerwień”) w szesnastym wieku, w muzułmańskim Stambule, a więc bardzo dawno i - jak na owe czasy - bardzo daleko od Polski, w innej cywilizacji.
Charyzmatyczny duchowny wyjaśnia wiernym przyczyny wszelkiego zła. Jest bardzo popularny, zwłaszcza wśród biedniejszych mieszkańców miasta. Łączy wątki religijne, socjalne i ma bardzo praktyczne rady…
„Jedynym powodem drożyzny, dżumy i klęsk militarnych jest to, że zapomnieliśmy o islamie z czasów Proroka i uwierzyliśmy w inne księgi i kłamstwa, rzekomo przedstawiające wiarę muzułmańską. (…) Ach, moi muzułmanie! Picie kawy jest grzechem! Nasz Prorok nie pił kawy, gdyż wiedział, że zaćmiewa ona umysł, powoduje wrzody żołądka, przepuklinę i bezpłodność oraz jest podstępnym wymysłem szatana. Ponadto kawiarnie są miejscami bezeceństw, gdzie wesołkowie i bogacze szukający wrażeń, siedząc obok siebie, oddają się plugawym przyjemnościom! Kawiarnie należy zamknąć (…). Czy biedacy mają pieniądze na kawę?”
P.S. Polecam też wcześniejsze „wypisy” ze współczesnej powieści Orhana Pamuka „Śnieg” (patrz na blogu: „Ile religii w państwie, czyli o tym jak Polak patrzy na Turcję oczami noblisty”).