Profesor Franciszek Ziejka został w 1978 r. uznany przez Służbę Bezpieczeństwa za „kontakt operacyjny” – czytamy w najnowszym numerze pisma „Alma Mater”.
W „Dwugłosie o jednej teczce” były rektor konfrontuje materiały SB z dziennikiem, jaki pisał przez lata i zapewnia: - Nie byłem agentem! - Nigdy nie donosiłem. To ja zdecydowałem o publikacji materiałów ze swojej teczki w archiwach IPN. Nie mam się czego wstydzić – powiedział "Dziennikowi Polskiemu" prof. Franciszek Ziejka.
Jego zdaniem, to samo wynika z dokładnego omówienia esbeckich materiałów, czego podjął się właśnie w lutowym wydaniu miesięcznika UJ „Alma Mater” prof. Piotr Franaszek, dyrektor Instytutu Historii UJ. Według byłego rektora ta publikacja łącznie z jego artykułem pt. „Dokumenty IPN w świetle moich Dzienników”, które składają się na wspomniany „Dwugłos o jednej teczce” powinny „zamknąć sprawę raz na zawsze” i zakończyć pogłoski, jakie pojawiały się wokół przeszłości prof. Ziejki od czasu, gdy jego nazwisko znalazło się na tzw. liście Wildsteina.
Zaraz po jej publikacji – 23 lutego 2005 r. - ówczesny rektor UJ złożył na posiedzeniu Senatu uczelni oświadczenie, iż nie był tajnym współpracownikiem SB, niczego nie podpisywał i nie brał od SB pieniędzy.
Czy jednak rzeczywiście lektura obu artykułów położy kres zainteresowaniu przeszłością profesora polonistyki? To mało prawdopodobne. Tym bardziej, że Franciszek Ziejka powiedział "Dziennikowi Polskiemu", iż już wiosną wydawnictwo „Universitas” opublikuje pierwszy tom jego dzienników, które odnalazł w garażu.
Z raportów SB, jakie przytacza prof. Franaszek dowiemy się natomiast, że z młodym naukowcem rozmawiano wiele lat (aż do 1988 r.). SB szczególnie interesowały jego wyjazdy zagraniczne. Już w 1969 r. esbek tak pisał o rozmowie z Franciszkiem Ziejką, który miał jechać do Francji: „Przyjął zadanie do obserwacji, ale miał wątpliwości co do zakresu tej pracy (…). Z informacji uzyskanych od tow. Knapika – (kpt. Wydziału III SB z Krakowa – „opiekun” UJ – przyp. red.) – był już związany z naszą służbą” – napisano. I dalej: „ustaliliśmy, że interesują nas tylko jego obserwacje na temat słuchaczów (tak! – przyp. red.) lektoratu”.
Ale esbek – przedstawiciel MSW J. Janczar - napisał też, że możliwości operacyjne Ziejki były minimalne. Nic nie wskazuje, by został zwerbowany. Natomiast w czerwcu 1978 r. – gdy naukowiec ma jechać do Portugalii - SB uznaje go za kontakt operacyjny i nadaje mu kryptonim „Zebu”. Zdaniem samego profesora taki niesprawiedliwy wniosek wyciągnął jego rozmówca z Departamentu I MSW (wywiadu) – ppor. J. Skowroński - tylko na podstawie zobowiązania do zachowania w tajemnicy treści rozmowy, jakie wówczas podpisał.
Źródło: "Dziennik Polski"