Święty Mikołaj nie ma ostatnio dobrej prasy. Nie da się ukryć - to pewnie dlatego, że taki święty do końca nie jest. Przyjmuje intratne propozycje udziału w reklamach, naciąga ludzi na wydatki, patronuje czekoladowemu obżarstwu. Mówiąc krótko: przywalić Mikołajowi dziś jest bardzo trendy. To ja pozwolę sobie zwrócić uwagę, że w tym całym świątecznym zgiełku są spore plusy.
Rzecz idzie o prezenty. O to, że całe świętowanie świąt i przygotowania do nich to nie żadne tam mozolne robienie kutii, czy torturowanie karpia, ale pęd po galeriach handlowych, przymusowe słuchanie Jingle Bells przerywanych rubasznym Ho-ho-ho, podobnym raczej do seksualnego odmieńca na tropie zdobyczy a nie do Świętego Mikołaja. Te wszystkie zakupy, pęd, liczenie pieniędzy i prezentów. Straszne. Ależ skąd. Nie straszne? No nie!
Po pierwsze – proszę się poważnie zastanowić, jak często w ciągu przeciętnego miesiąca myślicie Państwo o swoim dorastającym siostrzeńcu, o wujku, co zawsze wie lepiej, o ciotce, która kłóci się ze szwagrem, czy nawet o babci, która gdzieś tam na drugim końcu Polski mieszka sobie cicho. Często? No niezbyt. A w grudniu? No w grudniu to codziennie, przecież trzeba im wszystkim te cholerne prezenty powymyślać, poszukać i kupić! No i proszę – mamy plus. Myślimy o najbliższych.
Po drugie – kupowanie i dawanie prezentów ma to do siebie (co potwierdzi każdy psycholog), że zawsze bardziej cieszy obdarowującego niż obdarowanego. Czy Państwo, siedząc przy Wigilii i patrząc, jak rodzina odpakowuje prezenty, nie czekacie – zadowoleni z siebie i z lekko drżącym sercem – jak odbiorca prezentu go bierze, odpakowuje, udaje zaskoczenie i się cieszy? No przecież czekacie i nie powiecie mi, że to niemiła chwila. Mamy drugi plus.
Trzeci plus ożywia nam gospodarkę, daje zatrudnienie wszystkim dziewczynom poprzebieranym za aniołki, dmuchaczom bombek, pakowaczom prezentów i innym pracownikom świątecznego biznesu.
A czwarty plus to po prostu – i powiedzmy sobie tak szczerze, z ręką na sercu – nastrój. Adwent nieco nam się zmienił, nie czekamy w skupieniu, świece zastąpiła iluminacja ulic. Ale nastrój pozostał. Drodzy mieszkańcy Warszawy, Poznania, Krakowa, Trójmiasta i wy z Dzietrzkowic na Opolszczyźnie. Czy nie robi się jednak miło, gdy w grudniowy wieczór ulice centrów waszych miejscowości zapalają się setkami lampek, choineczek, gwiazd i całego tego kiczowatego świątecznego blichtru? No robi się, robi. Tak ociupinkę.
Są więc spore plusy – chodzi jednak o to, aby te plusy nie przysłoniły nam minusów. Wszystkim krytykom komercjalizacji Bożego Narodzenia życzę jak najweselszych świąt i dużo prezentów.