Kilka dni mnie nie było, gdyż z okazji trzydziestych urodzin zażywałem trzydniowego urlopu na Pomorzu. I Kujawach też. Wracam szczęśliwie, choć mam na sumieniu przydrożne zwierzę nieustalonego gatunku i duszę, która po nocnej podróży z Trójmiasta drogą numer siedem wciąż nie chce zejść z ramienia.
Korzystając z wolnych dni wybraliśmy się do Torunia. Nie byłem tam dwa lata, więc z ciekawością wyjechałem na drogę wiodącą do duchowej stolicy IV RP. Liczyłem na dwupasmówkę, ale z tą drogą jest jak z budową rzeczonej RP. Zaczyna się europejsko, od odcinka wyremontowanego za unijne dotacje. A potem jakość jakoś dostaje w kość i wracamy na połatany dukt z czasów PRL. I obawiam się, że to prorocza droga do sukcesu budowy systemu szos ekspresowych na Mistrzostwa 2012, w czym utwierdziła mnie dalsza część podróży. W niedzielę w Toruniu zaczęło się nam nudzić, nie pomogły ani Róże ani Zen z ulicy Podmurnej, więc około południa postanowiliśmy pojechać na rybkę. Do Trójmiasta. Wyskoczyliśmy na Highway Number One do Gdańska i za Chełmnem spotkałem coś, czego jeszcze nigdzie nie widziałem - fotoradar strzegący ograniczenia do 15 kilometrów na godzinę. Cudo stoi na tymczasowym moście i wszyscy jadą przepisowe piętnaście. W ogóle - taki fotoradar to doskonałe urządzenie i powinno być popierane przez CBA. Nieważne, czy to atrapa czy rzeczywiście robi zdjęcia - wszyscy kierowcy na jego widok grzecznie zwalniają. Stoi widoczny, nie czai się po krzakach, nie poucza, nie bierze łapówek, no i przede wszystkim spełnia swoje zadanie. Ustawiłbym ich nieco więcej na drodze numer siedem Gdańsk-Warszawa, bo odcinek specjalny, jaki na niej przeżyłem w nocy z niedzieli na poniedziałek, pozostawił trwałe ślady na psychice i zderzaku. Zderzak został znienacka zaatakowany przez jakieś nocne zwierzę, które w ostatniej chwili wybrało się w ostatnią podróż. Nie mieliśmy szans. Kątem oka zobaczyłem rudy kształt a potem głuche stuknięcie. Ale dlaczego śladami tego zwierza chciało podążyć tak wielu dwunożnych czterokołowych uczestników ruchu? Zakręt, górka, podwójna ciągła, teren zabudowany, gaz do dechy, z drogi śledzie, rajdowiec jedzie. Jakoś się udało. Ale to obserwacja codzienna z polskich dróg - obserwacja niecodzienna to postęp prac na sieci autostrad. Prace postępują, ale to taki postęp jak postęp w budowie socjalizmu w poprzedniej epoce. Cel wiadomy i oczywisty, acz z osiągnięciem może być problem. Wzmiankowana droga numer siedem ma być przecież przerobiona na ekspresową do magicznej daty 2012. Na razie ekspresowe są dwa odcinki, jeden ma trzy kilometry i jeden pas, drugi ciut więcej i dwa pasy, ale za to oferuje najgorszą nawierzchnię na całej trasie. Prace jednak trwają, droga jest w przebudowie - tyle, że przebudowa nie ma nic wspólnego z trasą ekspresową. Powstają świetnie oznakowane skrzyżowania i przejścia dla pieszych. Jak to na autostradzie. Ciekawe więc, czy za rok na nowo wyremontowane odcinki wyjadą buldożery, zepchną to wszystko i na tym miejscu zbudują 300 kilometrów trasy szybkiego ruchu? Na razie nie ma się co martwić, posłowie odpowiedzialni za konieczne zmiany ustaw o zamówieniach publicznych i partnerstwie publiczno-prywatnym pojechali na najdłuższe od lat wakacje. Miłego wypoczynku, niech Państwo nie jadą drogą numer siedem, bo wakacje nie są przecież od tego, aby myśleć o pracy.