To było polowanie. Ale posłom opozycji nie udało się Premiera upolować. Nie padło kilka pytań, które warto było zadać. Padło wiele pytań zupełnie niepotrzebnych. Na przykład o akty prawne poszerzające kompetencje Jacka Cichockiego albo o to, czy jest druga tak odważna służba jak CBA, która tropi korupcję u samych szczytów władzy. Po ośmiu godzinach dziennikarze proponowali, by jeden z śledczych Platformy przyznał się, że był źródłem przecieku. Żeby zakończyć ten spektakl. Prawie dał się namówić. Przewodniczący podobno oglądał na komputerze mgławice kosmiczne, bo to go uspokaja. Ktoś śpiewał pod nosem, ktoś inny pisał fraszki. Tak było. Co nie zmienia faktu, że w czwartek sporo się dowiedzieliśmy. To były ważne zeznania. Musiałam wyjechać. Dlatego piszę dopiero dziś. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
SPOTKANIE Z KAMIŃSKIM 14 SIERPNIA
Premier zeznał, że właśnie to spotkanie było dla niego początkiem sprawy. 12 sierpnia Mariusz Kamiński do niego napisał, ale to był dopiero wstęp do tego, co próbowaliśmy ustalić podczas spotkania. Z samej analizy materiału CBA wynikało jednoznacznie – jak mówił Premier - że Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki w sposób naganny i budzący wątpliwości angażowali się w prace nad ustawą hazardową.
Ale Premier szybko się zorientował (z pomocą Jacka Cichockiego), że jest to materiał niestandardowy i niewiarygodny. Dlaczego? Między innymi dlatego, że zwrócono moją uwagę, pan minister Cichocki zwrócił uwagę, że jest dość oryginalnie skomponowana - to znaczy jest opis interpretacyjny i wybrane fragmenty podsłuchów. Więc był to w tym sensie materiał osobliwy.
Premier potwierdził to, co zeznał wcześniej Jacek Cichocki. Czyli, że Mariusz Kamiński powiedział wtedy, iż w tej sprawie nie ma materiałów, które upoważniałyby go do doniesienia do prokuratury (…) Więc nie informuje mnie o popełnieniu przestępstwa, tylko informuje mnie o złych zdarzeniach. Kamiński przekonywał, że padły słowa: kodeks karny będzie zastosowany. Na korzyść Premiera przemawia logika. Bo gdyby już wtedy Mariusz Kamiński wiedział, że kodeks karny będzie zastosowany, zapewne sam zwróciłby się do prokuratury, a wiemy, że zrobił to ponad miesiąc później.
Premier zeznał, że dopytywał ówczesnego szefa CBA, czego w związku z okazanym materiałem od niego oczekuje: powiedział, że pokazuje mi to, bo oczekuje, żebym ja podjął działania, bo jego działania na tym etapie właściwie się wyczerpują i że nie składa doniesienia do prokuratury, bo nie ma powodów czy znamion przestępstwa takich, które umożliwiłyby mu tę normalną, rutynową drogę. Już po spotkaniu Jacek Cichocki, odprowadzając Mariusza Kamińskiego do wyjścia, miał jeszcze raz dopytać, czy to oznacza, że mamy do czynienia z przestępstwem i co w związku z tym CBA ma zamiar zrobić. I usłyszeć, jak relacjonował Premier, to co Premier usłyszał wcześniej, czyli że będzie wprawdzie prowadzona jeszcze przez CBA analiza prawno-karna, ale na tym etapie nie ma mowy o doniesieniu do prokuratury.
I znowu, za wersją Premiera przemawia fakt, że analiza prawna-karna nie powstała. A przynajmniej tak wynika z niektórych wypowiedzi i Premiera i Jacka Cichockiego. Bo w czwartek Donald Tusk powiedział przed komisją także coś takiego: To, co nazwalibyśmy analizą prawno-karną i co otrzymałem wskutek ponaglenia właściwie niewiele ułatwiło mi zadanie. Może źle zanotowaliśmy. Albo chodziło o kolejne pismo Mariusza Kamińskiego dotyczące przecieku, o którym to piśmie – jak zeznał Premier – myślał, że to odpowiedź na ponaglenie, czyli obiecana analiza prawno – karna.
Sam Kamiński przyznał przed komisją, że powiedział Premierowi, iż CBA będzie pracowało nad analizą prawno-karną materiału. Do prokuratury sprawy nie skierował, bo jak tłumaczył: Nie może być tak, że jak tylko złapiemy pierwsze przestępstwo, prawda, to natychmiast przerywamy wszelkie działania i informujemy prokuraturę. W momencie, kiedy informujemy prokuraturę, de facto sprawa jest już ujawniona, prawda. A działania trwały.
O samej analizie prawno-karnej „przypomniał sobie”, po tym, jak rzeszowska prokuratura postawiła mu zarzuty i po tym, jak miał usłyszeć od Premiera 16 września, że ten nie czytał jego analizy dotyczącej przecieku: Oczywiście również uznałem, że należy przyspieszyć prace nad karnoprawną oceną działań osób, które zostały opisane w tych analizach, i poleciłem sporządzenie formalnego wniosku do prokuratora generalnego o ściganie w związku z podejrzeniem o popełnienie przestępstwa.
O rozbieżnościach w relacjach dotyczących spotkania 16 września – za chwilę.
Czego więc Mariusz Kamiński oczekiwał od Premiera? Premier mówi tak: Szef CBA stwierdził, że jako szef służby oczekiwałby od premiera działania na własną rękę, w tym przede wszystkim zabezpieczenia procesu legislacyjnego. Tę rekomendację przyjąłem z dobrą wiarą (…) Po pierwsze, wyjaśnienie, w jakich miejscach ustawa jest pisana pod czyjeś zamówienie. Po drugie, musiałem zacząć wyjaśniać rolę poszczególnych polityków, którzy znaleźli się w tym materiale, po to, by sobie wyrobić własne zdanie na temat ich działania, także po to, by ewentualnie później wyciągnąć wobec nich konsekwencje.
Sytuacja była trudna - mówił Premier. Tym trudniejsza, że do Mariusza Kamińskiego – jak zeznał – miał ograniczone zaufanie. Miałem wrażenie, że pewne podejście do rzeczywistości każe szefowi CBA wierzyć, że głównym zadaniem premiera jest zastąpić prokuraturę, kontynuując pracę CBA, a najlepiej jeszcze aparatury podsłuchowej. Według Premiera, Kamiński miał powiedzieć: ja już więcej nic nie mogę zrobić.
Tutaj wersja Kamińskiego jest inna: Wydaje mi się, że dwu- czy trzykrotnie, a na pewno jeszcze potem ministrowi Cichockiemu to podkreślałem po raz kolejny, jak bardzo ważne jest to, żeby Ryszard Sobiesiak nie dowiedział się, że interesuje się nim CBA, że to jest kluczowe z punktu widzenia spraw, które prowadzimy. Pisałem o tym i 12 sierpnia do premiera, że takie działania są prowadzone, że są to działania ofensywne i bardzo pogłębione. I bardzo uczulałem premiera na możliwość dekonspiracji.
Powtórzmy pytanie. Czego więc Mariusz Kamiński oczekiwał od Premiera? Z kim Donald Tusk powinien się spotkać, żeby zabezpieczyć proces legislacyjny i mieć pewność, że sprawa się nie wyda? Kamiński zeznał, że rekomendował Premierowi objęcie prac nad ustawą osobistym nadzorem, spotkanie z Jackiem Kapicą, który o ustawie od początku wie wszystko i „trudne decyzje”, o których Premier miał powiedzieć, że się ich nie boi, a które dla Kamińskiego oznaczały – jak sam mówił – wyrzucenie Drzewieckiego i Chlebowskiego. Ekstremalnie. Nie wiem, jak miałoby to wyglądać. I jak Premier miałby to uzasadnić, ale … wybrał wcale nie lepiej. Bo z oboma politykami się spotkał. Zanim spotkał się z Kapicą. Kamiński miał mówić także Premierowi (jak sam zeznał) o konieczności wyjaśnienia roli w całej historii Drzewieckiego, Chlebowskiego, Szejnfelda. Jak Premier miał to zrobić? Tego Kamiński już nie powiedział. Oprócz tego, że poprosił o dyskrecję i o to, by Sobiesiak nie dowiedział się o prowadzonej przeciwko niemu akcji CBA.
Premier zrozumiał, że z Drzewieckim i Chlebowskim spotkać się powinien. Tłumaczył, że spotkania: z Drzewieckim (19 sierpnia) i Chlebowskim (26 sierpnia) miały na celu możliwie skuteczne zrealizowanie rekomendacji wynikających z pierwszego spotkania z Mariuszem Kamińskim. Zeznał: Nie pamiętam żeby Pan Kamiński szczegółowo budował mi kalendarz działań, ja sam sobie formowałem. Zacząłem od Drzewieckiego, bo z analizy wynikało dokumenty prowadzą do ministerstwa sportu. Moje rozmowy muszą mi zbudować obraz co działo się w czasie procesu legislacyjnego. Nie ustalałem harmonogramu rozmów. Ja wiedziałem z kim powinienem porozmawiać. Rozmowa z Drzewieckim była tak samo istotna jak z Rostowskim i Kapicą.
Donald Tusk przyznał przy tym, dopytywany przez posła Arłukowicza: każda rozmowa którą przeprowadzałem mogła zbudować przeświadczenie że moje zachowanie jest ponadnormatywne. Każdy kto ma nieczyste sumienie może być zaniepokojony faktem że z nim rozmawiam. Wiedział więc, że nawet jeśli hasło Sobiesiak ani CBA podczas rozmowy nie padnie, jego rozmówca może się zorientować, że coś jest na rzeczy. Jak mówił, zdawał sobie sprawę z dylematu, przed jakim postawił go szef CBA: czy podjąć działania, a w związku z tym pewne ryzyka, czy nie podjąć żadnych działań, a związku z tym pewne, inne ryzyka.
Ciągle uważam, że wystarczyło spotkać się z Kapicą. I upewnić, że dopłaty z ustawy nie znikną. Proces byłby zabezpieczony, a podsłuchiwani biznesmeni być może nie dowiedzieliby się, że są podsłuchiwani. Piszę „być może”, bo przecież są tacy, którzy uważają i mówią, że przeciek to robota CBA. I nie chodzi tylko o publikację Rzeczpospolitej.
O przecieku – za chwilę. A teraz jeszcze jeden sporny wątek spotkania 14 sierpnia. Totalizator Sportowy i Magda Sobiesiak. Mariusz Kamiński zeznał, że podczas spotkania Premier powiedział, że jest za zwiększeniem monopolu państwa, a tym samym Totalizatora Sportowego: powiedziałem Premierowi, że nie mam dla niego dobrych informacji, jeżeli chodzi o Totalizator Sportowy, gdyż trwają intensywne zabiegi Mirosława Drzewieckiego i jego asystenta Marcina Rosoła, żeby do władz totalizatora wprowadzić córkę pana Sobiesiaka – Magdalenę. Premier był bardzo zaniepokojony tą sprawą. Poprosił mnie o przekazanie, przygotowanie w najbliższym czasie informacji na temat sytuacji w totalizatorze, również w kontekście właśnie wejścia do totalizatora, de facto przedstawiciela konkurencyjnej branży hazardowej.
Premier zeznał w czwartek (pytany przez posła Urbaniaka): Nie był jako główny przedmiot, mógł się pojawić jako poboczny. Totalizatorem sportowym należało się zająć, gdy funkcjonował jako państwowa firma (…) Wydaje mi się że nie został ten wątek poruszony.
Wkrótce potem (dopytywany przez posła Neumanna) mówił tak: Jestem gotów wykluczyć, ewentualność że ten wątek się pojawił. Przez dłuższy czas także min. Kamiński i całe CBA nie zauważało tego wątku w dniu 14tym sierpnia. To się pojawiło niedawno, myślę że z intencją polityczną. Łatwiej udowodnić pewną tezę, jeśli będzie się przekazywało że ta informacja dotarł do mnie 14 tego sierpnia. Moim zdaniem jest to nieprawda.
SPOTKANIE Z KAMIŃSKIM 16 WRZEŚNIA
Przy tym spotkaniu też są rozbieżności, a właściwie jedna. Kamiński zeznał, że właśnie wtedy Premier powiedział mu, że nie czytał analizy CBA dotyczącej przecieku, którą to analizę CBA wysłało Premierowi 11 września:
Spotykam się z Premierem 16 września, czyli 5 dni po złożeniu tego pisma, pisma anonsowanego u ministra Cichockiego. Minister Cichocki wiedział, że jest tam mowa o przecieku ze spotkania z rozmowy z Premierem i prosiłem ministra Cichockiego, żeby Premiera o tym poinformował. Więc na moje pytanie, jaka jest odpowiedź Premiera i rządu, ta prawdziwa odpowiedź na problem, jakim jest sprawa hazardu i zamieszania członków rządu i ważnych polityków obozu rządowego, Premier uciął krótko: Nie czytałem pisma, które zostało złożone 11 września, nie znam rekomendacji, w związku z tym nie mamy o czym rozmawiać. Na tym skończyło się nasze spotkanie z Premierem.
Premier zapamiętał to spotkanie inaczej: Nie sądzę, żeby tak wyglądał finał naszej rozmowy, bo jak państwo pamiętacie, i to jest do sprawdzenia, ta rozmowa miała przebieg zupełnie inny, jeśli chodzi o dynamikę. Natomiast nie wykluczam, że w czasie tej rozmowy pan minister Kamiński usiłował poruszyć jakiś szczegół z tego materiału i nie wykluczam ze mogłem odpowiedzieć, że nie znam szczegółów tego materiału, bo moje nastawienie też do tych materiałów i do tych spraw na pewno było mniej gorliwe, niż ministra Kamińskiego. To co było istotą tego materiału ,więc podejrzenie że nastąpił jakiś przeciek, to ta informacja w rozmowie miedzy nami została wyartykułowana, a ciężarem rozmowy były oskarżenia ministra Kamińskiego, że prokuratura go gnębi.
Dopytywany, czy zapoznał się z analizą dotyczącą przecieku, odpowiedział:
Jeśli dobrze pamiętam, okazją do takiego zapoznania się i rozmowy na ten temat miało być spotkanie po posiedzeniu Kolegium ds. Służb i w swojej istocie tak było. I na tym spotkaniu te sprawy, a więc działalności prokuratury, domniemanego przecieku, one najbardziej mi utkwiły w pamięci po spotkaniu z panem Kamińskim i ta prośba o urlop. Może dlatego że to była puenta rozmowy, nie dlatego żeby to miało jakieś szczególne znaczenie.
Premier nie odpowiedział wprost, czy czytał ten materiał, czy nie. Inaczej pamiętał jednak przebieg samej rozmowy. Mówił o burzliwej atmosferze. I o poważnych zarzutach, które podczas tego spotkania formułował Kamiński. Wynikało z nich, że Mariusz Kamiński jest przekonany, że prokuratura pracuje i formułuje wobec niego zarzuty po to, by on nie mógł dokończyć sprawy, o której poinformował premiera 14 sierpnia. Premier zeznał, że zapytał Kamińskiego, skąd ma takie przekonanie. A ten miał odpowiedzieć, że ma tę wiedzę od prokuratora, który miał w opinii Kamińskiego takim naciskom podlegać. Podał nazwisko. Wiadomo, że chodzi o prokuratora Bogusława Olewińskiego. Na polecenie Premiera rozmawiał z nim minister Czuma. Premier zeznał, że Czuma poinformował go, iż prokurator Olewiński zaprzeczył w sposób kategoryczny, aby kiedykolwiek ulegał jakimkolwiek naciskom.
I jeszcze, gdyby ktoś zapytał, dlaczego Premier nie przeczytał drugiej analizy od razu albo dlaczego nie „zabezpieczył” procesu legislacyjnego wcześniej, Donald Tusk odpowiadał przed komisją, że jako Premier miał ważniejsze sprawy na głowie: To nie jest tak, jak niektórzy chcieliby widzieć, że premier polskiego rządu od rana do wieczora podnieca się podsłuchami Mariusza Kamińskiego. Naprawdę tak nie jest.
SPOTKANIE Z DRZEWIECKIM
Dlaczego z Mirosławem Drzewieckim spotkał się najpierw? 19 sierpnia. Premier zeznał, że kolejność spotkań nie miała dla niego znaczenia: zacząłem od Drzewieckiego, bo z analizy wynikało, że dokumenty prowadzą do ministerstwa sportu. Moje rozmowy muszą mi zbudować obraz, co działo się w czasie procesu legislacyjnego. Nie ustalałem harmonogramu rozmów.
Tłumaczył, że dla niego rozmowa z ministrem Drzewieckim była tak samo ważna jak rozmowa z ministrami Rostowskim i Kapicą. Warto dodać, że w kontekście akcji CBA, jednak bardziej ryzykowna.
Ta z Drzewieckim dotyczyła najpierw procesu legislacyjnego. Premier zeznał, że pytał o rezygnację z dopłat, ale też o obieg dokumentów, o to, kto na którym etapie za uwagi zgłaszane w konsultacjach odpowiada. Zeznał też, że nie wydał Drzewieckiemu w tej sprawie żadnego polecenia, bo przyjął wyjaśnienie, że pismo z 30 czerwca 2009 było pomyłką.
Druga część rozmowy, w której brał udział także Grzegorz Schetyna, dotyczyć miała już samego Stadionu Narodowego, który – jak się okazało – miał kosztować więcej. I resort sportu więcej pieniędzy potrzebował z budżetu. Premier zeznał, że zaprosił Schetynę tylko na drugą część, bo nie chciał, żeby słyszał jego rozmowę z Drzewieckim.
Dlaczego Grzegorza Schetyny nie było w kalendarium Kancelarii Premiera? Premier tłumaczył, że w kalendarium umieszczono kluczowe zdarzenia i spotkania, które miały bezpośredni związek z pracami nad zmianami w ustawie hazardowej. I że powiedział Jackowi Cichockiemu, który przygotowywał kalendarium, że w spotkaniu brał udział tylko Drzewiecki, bo w tej części, w której odsłuchiwał ministra sportu pod kątem procesu legislacyjnego byli we dwóch.
Podczas spotkania z Drzewiecki, jak i tego z Chlebowskim ani nazwa CBA ani nazwisko Sobiesiaka czy Koska się nie pojawiło. Tak zeznał Premier.
SPOTKANIE Z CHLEBOWSKIM
Premier pytał o jego zaangażowanie w prace nad ustawą hazardową, a poseł Chlebowski opowiadał: kiedy kończyłem rozmowę z panem posłem Chlebowskim, nie miałem wrażenia, aby domyślał się czegokolwiek więcej, od tego, co było przedmiotem naszej rozmowy.
Premier przyznał jednocześnie, że nie przypomina sobie podobnego spotkania ze Zbigniewem Chlebowskim: Nie mam w pamięci tego typu spotkań i nie wydaje mi się, aby w tym czasie od kiedy zostałem premierem do 26 sierpnia (...) żebym kiedykolwiek prosił o ekskluzywne tete-a-tete spotkanie ze Zbigniewem Chlebowskim. Podkreślił, że spotkanie 26 sierpnia było jedynym takim spotkaniem, bo przedtem – jak się wyraził - nie miał takiej potrzeby.
Co innego mówił przed komisją sam Zbigniew Chlebowski. Wprawdzie nie o spotkaniach w cztery oczy, ale o spotkaniach w sprawie różnych ustaw. Odpowiadając jednak na to samo pytanie, czyli: czy spotkanie 26 sierpnia było czymś, co go zaskoczyło. Chlebowski zeznał, że nie był zdziwiony zaproszeniem, bo takich spotkań u pana premiera było naprawdę wiele. Każda ustawa, która budziła kontrowersje, jakieś uwagi, czy była przedmiotem troski pana premiera powodowała jego prośbę o spotkanie. W którymś momencie dodał, że były to spotkania z udziałem koalicjanta (Stanisława Żelichowskiego). Ciekawe, że Premier o tych koalicyjnych spotkaniach nie pomyślał, kiedy komisja pytała, czy spotkanie 26 sierpnia było czymś szczególnym. Zbigniew Chlebowski pomyślał od razu, choć domyślam się, że te spotkania musiały jednak wyglądać trochę inaczej… Trudno się dziwić posłowi Chlebowskiemu, że szukał konotacji, które mogły zminimalizować podejrzenie podejrzeń…
Podczas tego spotkania był obecny Grzegorz Schetyna, który z kolei trochę inaczej opowiadał o zaproszeniu na to spotkanie niż opowiadał o nim Premier.
SCHETYNA
O zaproszeniu dla Schetyny Premier mówił przed komisją tak: zaproszony to słowo, które nie do końca oddaje klimat tych spotkań. Jestem pewien, że zaprosiłem posła Chlebowskiego. Kiedy przyszedł, Schetyna był u mnie. Poprosiłem, żeby został.
Grzegorz Schetyna zapamiętał to najwyraźniej inaczej: Premier, wydaje mi się, że rano było spotkanie z Rostowskim i Kapicą. Wtedy to była sugestia Premiera. Ja byłem tą osobą, która utrzymywała kontakt z klubem. Chciał, żebym był przy tym spotkaniu. Pytał, czy mam jakąś wiedzę.
Premier tłumaczył, że o ile w sprawie Drzewieckiego decyzje mógł podjąć sam, o tyle przy Chlebowskim było już inaczej: Obecność Grzegorza Schetyny (...) wydawała mi się zasadna, jeśli chodzi o przyszłe decyzje, gdybym musiał je podejmować w odniesieniu do Zbigniewa Chlebowskiego. Swoją drogą, to też zastanawiające, bo oznaczałoby, że żadnych dymisji ministrów Donald Tusk z Grzegorzem Schetyną nie konsultował.
I jeszcze jedno. Na pytanie posłanki Kempy o powody dymisji ministra Nowaka, Premier po raz pierwszy. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, potwierdził, ż to był pomysł Grzegorza Schetyny. Wcześniej słyszeliśmy o tym nieoficjalnie. W czwartek powiedział to Premier: Także o tym informowałem szeroko publicznie (czy na pewno?) W przypadku Pana Nowaka rozstrzygające znaczenie miała decyzja Grzegorza Schetyny, ze praca w klubie w tej dość krytycznej sytuacji wymaga konkretnego wsparcia i zależało mu, żeby go wspierał minister Nowak. Nie była to łatwa decyzja. Nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń i kompletnie żadnych w związku ze sprawą hazardową. Ten wyższy cel, z punktu widzenia priorytetów dla Grzegorza Schetyny kazali mi tą dymisję uwzględnić. Minister Nowak nie był do tego entuzjastycznie nastawiony, bo ty była trudna chwila. Szef klubu poddał się dymisji w sytuacji trudnej dla klubu. W rządzie wszystko grało, nie było żadnych problemów o charakterze strukturalnych. W przypadku Sławomira Nowaka ta decyzja miała na celu wzmocnienie klubu parlamentarnego.
AFERA? PRZECIEK?
Premier zeznał, że nie przeszkadza mu sformułowanie afera hazardowa. Dodał, że rezygnacje Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego z funkcji w partii i rządzie, świadczą o tym, że mamy do czynienia ze sprawą hazardową.
Afera więc być może, ale przeciek – tylko w jednym momencie: Tak, przeciek w tej sprawie miał miejsce. Cała Polska czytała materiały z podsłuchów w jednym z głównych polskich dzienników. Możemy udawać, bo tak jest wygodniej, (...) tak poprawnie jest, że nie wiemy, kto jest autorem prawdziwego przecieku. Państwo dobrze wiecie, gdzie był przeciek, kto ten przeciek spowodował i dlaczego cala Polska ten przeciek czytała. Premier pozostawił tę myśl niedopowiedzianą. Ale chyba nikt nie ma wątpliwości. Autorem przecieku jest ten, kto przeciekł do gazety. Kto? To też wyjaśnia prokuratura.
Problem polega na tym, że ze stenogramów wynika, że podsłuchiwani biznesmeni orientują się, że są podsłuchiwani nie 1 października, ale w okolicach 25 sierpnia… Premier utrzymywał jednak, że teoria przecieku została stworzona po to by uderzyć w rząd.
NOTATKA KAPICY 27 SIERPNIA 2009
Pytanie brzmiało, dlaczego Premier jej nie chciał? Przypomnijmy, notatkę po spotkaniu z Chlebowskim sporządził Kapica. I przekazał Rostowskiemu. Rostowski zeznał, że poszedł z nią do Premiera, opowiedział, o co chodzi. I zapytał, czy notatkę Premierowi przekazać. Premier jej nie chciał. Wystarczyły mu wyjaśnienia.
Premier zeznał, że pytał Rostowskiego, czy ta notatka i spotkanie wnosi cokolwiek nowego do sprawy; czy jest tam coś o czym musi wiedzieć (…) Minister Rostowski uznał, że nie ma tam nic takiego, co było istotne z mojego punktu widzenia. Donald Tusk tłumaczył przy tym, że gdyby chciał kogoś w tej sprawie ostrzec, posiadanie natychmiastowego dostępu do wszystkich materiałów byłoby jego pierwszą potrzebą. Nie miałem w sobie nadgorliwości, że muszę każdy dokument oglądać, jeśli on nie wnosi nic nowego do procesu, którym się zająłem - odczytania intencji i działań tych, którzy uczestniczą w procesie legislacyjnym.
W notatce Kapica napisał, że Chlebowski wyraził zdumienie dziwnym zamieszaniem wokół ustawy hazardowej. Tłumaczył też, że jego intencją nigdy nie było wpływanie na przebieg procesu legislacyjnego. Poseł Arłukowicz mówił tak: To jest przeciek, aksamitny, ale przeciek. Premier odpowiedział: Pan żartuje.
Po ludzku Premier – jak mówił – nie dziwi się wcale, że Chlebowski dzień po spotkaniu z nim, zaprosił na spotkanie Kapicę: Nie mogłem dawać do zrozumienia, że wiem coś więcej niż oni mi mówią. Stąd niewykluczona dezorientacja i niepewność Chlebowskiego, bo nie miał powodów domyślać się czegokolwiek. Stąd być może chęć dowiedzenia się czegokolwiek od Kapicy.
Nie padło pytanie (chyba, że przegapiłam), czy podczas spotkania 26 sierpnia Premier powiedział Chlebowskiemu, że chwilę wcześniej widział się z Rostowskim i Kapicą.
NOTATKA KAPICY 28 LIPCA 2008
Pozwolę sobie pominąć kłótnię o notatkę. Posłanka Kempa upierała się, że słyszała coś innego niż wszyscy słyszeliśmy. Premier poprosił o przerwę i stenogram pokazał, że to on miał rację, a posłanka Kempa się myliła. Przeprosiła.
O tej notatce już pisałam - zobacz
W przywołanym wpisie pisałam, dlaczego notatka jest ciekawa. Premier tłumaczył, że była odpowiedzią na publikacje prasowe, głównie Pulsu Biznesu, które robiły szum wokół projektu zmian w ustawie hazardowej i w sposób fundamentalny zaatakowały to, co się dzieje. Jak mówił, zwrócił się do ówczesnego szefa swojego gabinetu politycznego Sławomira Nowaka, by poprosił wiceministra Kapicę o informacje, czy wszystko jest z ustawą tak, jak tego oczekuje minister finansów.
Przyznał, że mógł jej nie czytać. Od ministra Nowaka uzyskał tylko odpowiedź, że z punktu widzenia ministra finansów wszystko jest w porządku. To Premierowi wystarczyło. Notatka, jak mówił, na tle relacji prasowych brzmiała uspokajająco, że wszystko idzie w stronę, w którą wyobrażał sobie minister finansów.
Zakończenie notatki, gdzie minister Kapica podkreślał, że uważa za zasadne utrzymanie w projekcie ustawy regulacji dotyczących dopłat mogłoby sugerować, że notatka powstała także po to, by wyjaśnić, czy dopłaty są naprawdę potrzebne. Kilkanaście dni wcześniej po komitecie wątpliwości zgłaszał minister Szejnfeld.
30 LIPCA I NOWA USTAWA
Premier zaprzeczył, jakoby na spotkaniu 30 lipca 2009 zapadła decyzja: piszemy nową ustawę. Pojawił się wtedy – jak zeznał – wątek nowelizacji w kontekście możliwych dodatkowych wpływów budżetowych: Nie było zadania: przygotujcie projekt nowej ustawy. Była intencja, że być może będziemy przygotowywali nową ustawę bardziej restrykcyjną, ale musimy zdobyć więcej informacji.
Dopytywany doprecyzował, że chodziło mu o informacje dotyczące przepisów europejskich w kwestii hazardu, rozwiązań w innych krajach UE dotyczących dopłat lub podatku oraz informacji na temat zagrożeń związanych z rozwojem rynku automatów do gier. Pytanie tylko, czy tych informacji nie było wtedy, kiedy ministerstwo finansów zaczynało pracować nad ustawą hazardową, czyli w marcu 2008. W czym te informacje miały być inne i po co. Minister Boni zeznał przed komisją, że dobrze jest mieć tabelkę…
Premier zeznał, że pytał rozmówców (minister Suchocką-Roguską i ministra Boniego), co takiego działo się w ministerstwie finansów przez ostatnie lata, że państwo nie zarabia na tym sektorze. Oprócz pytania o budżet pojawiało się także pytanie, o to, czy rozwiązania, które doprowadziłby do rozwoju branży, nie wywołałoby negatywnych skutków społecznych. Czy tego pytania nikt sobie nie zadawał kilkanaście miesięcy wcześniej, kiedy ruszały prace nad nowelą?
Premier tłumaczył, pół żartem pół serio, że nie jest protetykiem i że nie przewidywał wizyty Mariusza Kamińskiego i analiz dotyczących ustawy hazardowej właśnie. Tłumaczył też, że wcale nie było tak, że „stara” ustawa miała zaraz zostać przyjęta. Że przed nią była jeszcze długa droga.
Tymczasem minister Boni zeznał przed komisją, że termin zakończenia tych prac i wniesienia na posiedzenie komitetu, i przyjęcia to był wrzesień 2009 r.
Premier dopytywany o pieniądze z dopłat i o to, czy miał szacunki, ile na dopłatach budżet miał zarobić, odpowiedział:Mam wrażenie że ta wiedza, o jakie pieniądze chodzi pojawiła się raczej w czasie tej rozmowy w dniu 30 lipca, a na pewno później kiedy nabrała ona takiego intensywnego charakteru. Nie sądzę, żebym rok wcześniej taką wiedzę kompletował.
Rozumiem, że pozostałych danych też Premier nie kompletował. Co nie oznacza, że nie kompletowało ich ministerstwo finansów. Premier nie przekonał mnie, tłumacząc, dlaczego zdecydował się na pisanie nowej ustawy, a „starą” wyrzucił do kosza. Wystarczy zajrzeć do uzasadnienia tej nowej, by się przekonać, że pieniędzy z hazardu będzie coraz mniej. A miało być więcej? Więcej niż dzięki „starej” ustawie?
SŁUŻBY NIESPRAWNE?
W obliczu tego, o czym wyżej, padały pytania, czy Premier wiedział już coś wcześniej, dlatego chciał zrobić nowe otwarcie. Ale Premier zaprzeczył przed komisją, by służby informowały go wcześniej o nieprawidłowościach przy ustawie hazardowej.
Co więcej, powiedział, że uważa, że to źle świadczy o sprawności tych służb.
Pytanie, czy Premier mógł mieć jakąś wiedzę z innego źródła. Przypomnę, że 14 lipca 2009 do Kancelarii Premiera przyszło pismo, w którym była mowa o tym, że pod wpływem lobbystów minister Drzewiecki wycofał się z dopłat. O to pismo nikt nie zapytał. O tym piśmie była już mowa. I będzie znowu – poniżej.
O CO POSŁOWIE NIE ZAPYTALI PREMIERA?
Nie zapytali o co najmniej dwie rzeczy.
Po pierwsze, o to, dlaczego Premier 26 sierpnia 2009 roku pytał Jacka Kapicę o prace nad ustawą od 18 września 2008 roku, skoro prace zaczęły się już w marcu? I przed 18 września w temacie ustawy działo się całkiem sporo. Resort finansów przekonywał resort sportu, żeby chciał dopłat, których pierwotnie nie chciał. To w kwietniu i maju. Resort gospodarki zgłaszał uwagi dotyczące dopłat. Po komitecie. W lipcu. A na samym początku resort finansów nie chciał limitów lokalizacyjnych, co wzburzyło Komendę Główną Policji. Fakt, że w międzyczasie – 28 lipca – powstała notatka (ta, o którą Premier Tusk spierał się z posłanką Kempą), ale ona nie relacjonowała przebiegu procesu legislacyjnego, tylko mówiła o celach ustawy i o tym, dlaczego minister finansów upierał się przy dopłatach. Jacek Kapica zeznał przed komisją, że o notatkę – telefonicznie – poprosił go minister Nowak. Nie znajduję powodu, dla którego Kapica miał relacjonować Premierowi prace nad ustawą od 18 września 2008, a nie od początku…
Po drugie, kiedyś już o tym pisałam, a pismo jako pierwszy pokazał program „Teraz My”. 14 lipca 2009 roku do Kancelarii Premiera został wysłany list z doniesieniem. O tym, że minister Drzewiecki wycofał się z dopłat. I że pod wpływem lobbystów. List napisał Marek Przybyłowicz, były prezes spółki Służewiec Tory Wyścigów Konnych, który od lat na własną rękę tropi nieprawidłowości w grach losowych, przygląda się zwłaszcza Totalizatorowi Sportowemu. I zasypuje doniesieniami nie tylko Kancelarię Premiera, ale też ministerstwo finansów i sportu. Pisał do Juli Pitery. Ale też do prokuratury. Pytanie brzmi, czy Premier o tym piśmie wiedział? A jeśli nie, to czy ktoś w Kancelarii Premiera się nim zainteresował? I co w tej sprawie zrobił.
Przybyłowicz odpowiedzi na pismo nie dostał. Ale już po wybuchu afery szef Kancelarii Premiera zaprosił go do siebie i nagrał z nim długą rozmowę, o czym pisały gazety. Kilka dni temu Przybyłowicz wysłał list do komisji hazardowej , w którym to liście pisze, iż w związku z tym, że niektórzy świadkowie składają przed komisją fałszywe zeznania, on chce przed komisją stanąć. I powiedzieć, jak było. Pytanie, czy komisja Marka Przybyłowicza zaprosi?
Posłowie nie dopytali Premiera, w czym nowa ustawa, której założenia zaczęły się wykuwać po 30 lipca 2009 miała być lepsza od tej „starej”, prawie już gotowej? I jak to jest, że ta nowa, która miała w większym stopniu zasilić budżet większymi pieniędzmi, w efekcie przyniesie mu mniej pieniędzy? To o co w tej nowej ustawie chodziło? I dlaczego „starą” wrzucono do kosza?
Żałuję też, o czym pisałam powyżej, że nikt nie dopytał Premiera, czy podczas spotkania ze Zbigniewem Chlebowskim 26 sierpnia 2009 powiedział, że wcześniej widział się w tej sprawie z ministrem Kapicą. Chlebowski zeznał: wydaje się, że nie miałem wiedzy. Pytany, czy przed tym, jak 27 sierpnia zaprosił Kapicę do gabinetu w Sejmie, wiedział, że Kapica był wcześniej u Premiera. Poseł Arłukowicz mówił w tym kontekście o aksamitnym przecieku. Premier odpowiadał: pan żartuje.
I zupełnie na koniec. Zainspirowany najwyraźniej przesłuchaniem Premiera, choć zaznaczając, że nie o tym przesłuchaniu, a ogólnie, Franciszek Stefaniuk ukuł nową rymowankę:
W ODPOWIEDZI ISTOTĘ SPRAWY TAK WSPOMNIAŁ, ŻE NIC NIE WIEDZIAŁ I JESZCZE ZAPOMNIAŁ.
Tłumaczył, że to o statusie świadka komisji hazardowej. Premier podczas przesłuchania kilka razy korzystał z formuły: nie mam tego w pamięci. Kilka, może kilkanaście mówił, że nie pamięta. Albo że ma wrażenie. Jak każdy świadek ma do tego prawo. Zaznaczał, że nie przyszedł przed komisję, żeby zrobić na kimś dobre wrażenie. I że mówi tyle, ile naprawdę pamięta. Dobre wrażenie zrobił. To na pewno. Zezania Premiera nie kończą sprawy. Teraz wszystko zależy od tego, co powiedzą przed komsiją Ryszard Sobiesiak i Marcin Rosół.