Mój poprzedni wpis na blogu o SPOLEGLIWOŚCI wywołał kontrowersje. Przypominam, że przed laty słowo to wprowadził do języka polskiego profesor Tadeusz Kotarbiński (istniało podobne w języku czeskim, używano go też miejscami na Śląsku) w znaczeniu: spolegliwy to ktoś, na kim można polegać.
Z czasem słowo to upowszechniło się, ale często w błędnym znaczeniu: spolegliwy to ktoś, kto ulega. Pisze o tym np. prof. Jan Miodek w swoim „Słowniku ojczyzny polszczyzny” (Wydawnictwo Europa 2005): „Spolegliwość często bywa błędnie utożsamiania z uległością. Tymczasem czasownik ten oznacza bycie godnym zaufania. Zatem człowiek spolegliwy to nie ktoś uległy, ale godny zaufania, pewny, niezawodny, solidny, budzący zaufanie.”
Gdy błąd bardzo się upowszechni, ma szansę stać się normą, obocznością lub jest przynajmniej odnotowywany jako znaczenie potoczne. Być może już niedługo (oby nie!) za normę uznamy słowo WZIĄŚĆ, normą też stanie się użycie słowa BYNAJMNIEJ w znaczeniu potwierdzenia, jak w coraz częściej słyszanym zdaniu: „Ja się z tym BYNAJMNIEJ ZGADZAM”, zamiast: „NIE zgadzam”…
Wróćmy do słowa „spolegliwy”. Internetowy słownik PWN podaje najpierw znaczenie podane także przeze mnie za Kotarbińskim, po czym zaznacza, że potocznie słowo to może być rozumiane inaczej. I tu zaczyna się problem, trudno bowiem uznać za normę dwa niemal przeciwstawne znaczenia – język wtedy nie służy komunikacji!
Zostawmy to jednak na boku: nie samo słowo się liczy, lecz słowo w ustach Prezesa ;) Czy Prezes PiS mógł przyjąć, że BŁĄD przez swoją POWSZECHNOŚĆ mógł stać się NORMĄ? Skąd! Byłoby to sprzeczne z całą filozofią PiSu! Czy zatem mógł znać tylko sens potoczny i nie słyszeć o Kotarbińskim? Skąd! Jak sam podkreśla, nie chował się przecież na podwórku…))
Pozostaje więc przyjąć, że z rozmysłem odrzucił Kotarbińskiego jako relikt PRL, lub – to wersja bardziej wyrafinowana, a nawet, rzekłbym, wypasiona – zastosował zasadę godzenia sprzeczności, jak choćby w przypadku traktatu lizbońskiego, dokonując błyskotliwej syntezy znaczeń, tylko pozornie pozostających ze sobą w konflikcie.
Jarosław Kaczyński mówiąc – teraz proszę uważać! - że Donald Tusk jest SPOLEGLIWY w polityce zagranicznej, mógł mieć na myśli, że MOŻNA NA NIM POLEGAĆ (wersja Kotarbińskiego), iż w obecności Angeli Merkel jest całkowicie ULEGŁY (wersja potoczna). W grę wchodzi też wersja podana przez jednego z Czytelników blogu: gdy Kaczyński nazywa Tuska spolegliwym, to powinno być dla nas jasne, że polegać na Tusku możemy nie my, a pani Merkel.
Uff… trochę to trwało, ale honor Prezesa został uratowany!
Pozdrawiam :)