Czasami. Oczywiście, że czasami ale jeśli nie będziemy wierzyć w to, że to "czasami" kiedyś wreszcie się przydarzy to się pewnie nie przydarzy. A przecież warto marzyć.
Ja miałem takie jedno – ciche. Pomordować – czytaj pogłaskać nieco – kocurka o gabarycie dla mnie odpowiednim. I udało się. Wszystko dzięki pumie, która gdzieś tam biega sobie na południu Polski. Jeśli ktoś z Państwa będzie miał przyjemność ją zobaczyć – niech się cieszy i uważa. Jeśli będzie miał nieprzyjemność zetknąć się z dzikim kotem nos w nos – niech nie robi dziwnych ruchów tylko delikatnie zmieni miejsce pobytu. Nie biegiem! Nawet "mój kotecek" widząc, że biegnę uznał, że jestem super zabawką i warto się nią pobawić. Spodnie całe. Nogi też. Aż dziwne.
Ciekawe jak skończy się cała historia pumy. Oby dobrze. Dla obu stron. A na koniec – wpadnijcie Państwo do Zoo. Dzikie koty lepiej oglądać tam – a może i Wasze marzenia się spełnią :-) Jeszcze raz dziękuję opiekunom Zoi. To było wielkie i niesamowite przeżycie.
Przedświąteczne pozdrowienia i życzenia! Dla kotów też!