Coraz więcej lekarzy składa pozwy przeciwko szpitalom, walcząc o wynagrodzenie za nadgodziny. W całym kraju roszczenia wynoszą już kilkadziesiąt milionów złotych - podaje "Rzeczpospolita".
W województwie łódzkim na 350 spraw sześć już zakończyło się korzystnymi dla lekarzy wyrokami. Przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel ocenia, że w całej Polsce podobnych pozwów jest już przeszło 2 tys.
A do związku docierają cały czas informacje o kolejnych. Np. do Sądu Rejonowego w Nowym Sączu trafiły 34 pozwy, w Oświęcimiu i Chorzowie po 56. Aby ułatwić walkę lekarzom o swoje prawa, związek udostępnia im przygotowany przez prawników wzór pozwu.
Nie wszyscy jednak z niego korzystają. Niektórzy wolą działać na własną rękę. Walkę o respektowanie praw lekarzy rozpoczął przeszło dwa lata temu doktor pediatra ze szpitala w Nowym Sączu Czesław Miś. I wygrał - przypomina dziennik. Sąd uznał, że lekarzowi należą się wolne dni za dyżury medyczne. Jeśli wolnego nie dostał, przysługuje mu za to wynagrodzenie.
Jednak zdaniem Czesława Misia mimo kolejnych wyroków potwierdzających, że lekarze nie mogą pracować tak długo, jak wymagają tego od nich dyrektorzy, większość szefów szpitali nadal udaje, że ten problem ich nie dotyczy. Wciąż organizują dyżury lekarskie niezgodnie z prawem.
A prawo mówi jasno. Po dyżurze lekarz ma prawo do 11 godzin odpoczynku. Mimo to lekarze pracują i za te godziny domagają się teraz zapłaty.
Dyrektorzy szpitali tłumaczą, że nie mogą wypłacić lekarzom pieniędzy bez wyroku, gdyż narażają się na odpowiedzialność za naruszenie dyscypliny finansów szpitala. Jeden z nich wpadł więc na pomysł i wysłał lekarzy na dwa lata bezpłatnego urlopu. Szpitali nie stać na płacenie po 12 - 20 tys. zł, bo o tyle występują lekarze.
Źródło: Rzeczpospolita