Po tym jak tajemnicze zjawisko go uszkodziło, postanowili go uśmiercić. Mowa o japońskim satelicie "Ziemia", który przez lata obserwował naszą planetę z kosmosu.
Satelita zwany po japońsku Daichi (tłum. ziemia – red.) przestał działać 22 kwietnia z niewyjaśnionych przyczyn. Narodowa Japońska Agencja KosmicznaJAXA, do której urządzenie należy, próbowała połączyć się z satelitą przez kilka tygodni, ale bez skutku.
- Trzy tygodnie po tym jak tajemnicze zjawisko uszkodziło ten pojazd kosmiczny, postanowiliśmy zakończyć jego działalność – powiadomił szef agencji. - Wysłaliśmy polecenie o wstrzymaniu nadajnika, który znajdował się na pokładzie statku i wyłączyliśmy baterie o 10:20 czasu japońskiego – dodał.
Żył długo i… skutecznie
Śmierć Daichi nie oznacza jego porażki. Satelita wykonał dobrą robotę. Wystrzelono go na orbitę 2006 roku z misją planowaną na trzy lata. Długość jego życia przerosła oczekiwania naukowców.
Zbierał informacje o Ziemi, pomagał konstruować mapy i śledził na bieżąco zmiany, jakim ulega planeta. W ciągu pięciu lat życia wykonał 6,5 miliona zdjęć naszej planety z wysokości 700 kilometrów.
Widział katastrofy
"Ziemia" odegrał także dużą rolę, monitorując skutki katastrof, pomagając tym samym władzom reagować na niebezpieczeństwa takie jak np. trzęsienia ziemi. Obserwował około 100 dotkniętych klęskami miejsc rocznie.
W swojej ostatniej misji zeskanował dużo pożytecznych zdjęć japońskiego zdewastowanego wschodniego wybrzeża po trzęsieniu ziemi i tsunami, do których doszło w marcu.
JAXA zapowiedziała, że nadal będzie badać, co spowodowało uszkodzenie satelity.
mm/aq//kdj
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: JAXA