Nareszcie. Nasza rada ministrów zamieniła się w seminarium polonistyczne. Okazuje się, że zasadnicza różnicą dzieląca koalicje jest gust literacki.
Ministrowie związani z Samoobroną i LPR, jak się okazuje, nie cenią Gombrowicza. Pewną niespodziankę stanowi fakt, że oni w ogóle o Gombrowiczu słyszeli, a nawet - i to jest jeszcze większa niespodzianka - być może go czytali, skoro mają tak kategoryczną opinie na temat szkodliwości jego pisarstwa. Nie przyszło mi do głowy, że mamy takich smakoszy literatury wśród ministrów. Słuchając tych wszystkich „som”, „ wiedzom”,” bendom” „protestujo” niełatwo się tego domyślić. Ale tej debaty to chciałbym posłuchać. Ministrowie Aumiller i Anna Kalata krzyżują argumenty z premierem na temat „Transatalantyku”. Oni mówią, że to szarganie świętości, a on im przypomina Żeromskiego, że rany rozdrapywać trzeba, aby nie zarosły błoną podłości.
Na kolejnym posiedzeniu rządu w punkcie pierwszym spór klasyków z romantykami. Ciekawe, jak się rozłożą stanowiska, czy znowu według podziałów partyjnych? I niech tak już zostanie. Niech się kłócą się o sprawy, które mają jak najmniej wspólnego z naszym życiem codziennym. Nie daj Boże gdyby zaczęli spierać o stopy procentowe, tarcze antyrakietowa, finansowanie ochrony zdrowia, czy cokolwiek innego. Grozi to ogromnymi szkodami.
A Gombrowicz: proszę bardzo. Umarł i ani Lepper ani Giertych, ani minister Kalata razem z Aumillerem nic mu nie zrobią. A jego książki przetrwają. W najgorszym razie w tłumaczeniach.