Po raz pierwszy w historii Centralnego Biura Antykorupcyjnego agenci zatrzymali własnego funkcjonariusza - czytamy w internetowym wydaniu "Newsweeka".
CBA zatrzymało Jerzego P. miesiąc temu. Funkcjonariusze przeszukali też jego mieszkanie. Biuro nie udziela szczegółowych informacji na temat tego, co znaleziono w domu agenta. Przyznajejedynie, że P. przetrzymywał rzeczy i dokumenty będące dowodami w sprawie o porwanie, którą prowadził jeszcze jako funkcjonariusz policji. "W związku z tym CBA wraz z Prokuraturą Okręgową w Warszawie prowadzą postępowanie przygotowawcze. Prokuratura przedstawiła Jerzemu P. zarzuty związane z nierozliczeniem się we właściwym terminie" - mówi rzecznik CBA Piotr Kaczorek. Policja, jak i przełożeni w CBA, kilkakrotnie słali do Jerzego P. monity przypominające o oddaniu rzeczy. Bezskutecznie. W końcu CBA zatrzymała własnego agenta. Nie na długo, bo prokuratura nie zdecydowała się na zastosowanie wobec niego żadnych środków zapobiegawczych. Funkcjonariusz Biura odzyskał wolność, ale został wyrzucony z pracy. Jak to się w ogóle stało, że ją dostał? - zastanawia się "Newsweek". Szef CBA Mariusz Kamiński zarzekał się, że do pracy można trafić dopiero po bardzo dokładnej weryfikacji. "Na etapie rekrutacji nie było żadnych zastrzeżeń ze strony Biura Spraw Wewnętrznych Policji, do którego CBA zwróciło się z zapytaniem" - tłumaczy Kaczorek. Sprawa zaniepokoiła pełnomocniczkę rządu ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych Julię Piterę. Przygotowuje ona raport na temat działalności CBA. "To kolejny przypadek, gdy okazuje się, że agenci mają coś na sumieniu. To potwierdza moje najgorsze obawy, że przy naborze do pracy w CBA mogła być stosowana selekcja negatywna i specjalnie wybierano osoby, na które są haki" - uważa minister Pitera.
Źródło: newsweek.com