Był taki film dokumentalny "Arizona" o świecie popegeerowskich wsi, gdzie jedyną atrakcją wśród wszechogarniającej beznadziei jest właśnie tytułowa Arizona - tanie wino popijane litrami. W Holbrook na amerykańskiej prerii nie ma - co prawda - taniego wina, ale za to beznadziei nie brakuje, no i Arizona też jest. Jako stan, w którym owo Holbrook się mieści.
Od północy miasteczko okrąża autostrada. Większość turystów spieszących podziwiać Wielki Kanion, główną atrakcję Arizony, nie ma żadnego interesu aby do Holbrook zjechać. Do miasteczka nie zaglądają też kierowcy ogromnych trucków pędzących w stronę Pacyfiku - bo i po co mieliby tu skręcać? Holbrook żyje sobie więc nieco na uboczu, z poetyckiego punktu widzenia jest sennym prowincjonalnym miasteczkiem, z życiowego punktu widzenia - beznadziejną dziurą.
Dawniej, do początku lat osiemdziesiątych, przez środek miasteczka przechodziła Droga nr 66, główny szlak ze wschodu USA do Los Angeles. Był ruch, turyści, truckerzy, burdel, motel, saloon i biuro werbunkowe US Army. Ale to było. Odkąd powstała autostrada, turyści i truckerzy zniknęli, burdel splajtował, saloon oddał pola nieco tańszemu liquor shopowi (po naszemu: monopol), biuro werbunkowe z braku chętnych się zamknęło a w motelu mieszka biedota, której nie stać na własny dom. W recepcji siedzi Monique, młoda Murzynka i rozmawia z Beverly, samotną matką pięciorga dzieci. Beverly narzeka. Nie stać jej na dom, płaci 20 dolców dziennie za motelowy pokój, w którym mieszka z dziećmi. Mąż ją zostawił. Dwadzieścia dolców dziennie. Liczę sobie w myślach: dwadzieścia razy trzydzieści - wychodzi sześć stów miesięcznie. Przy obecnym kursie dolara prawie tysiąc osiemset złotych! W Warszawie za tyle można wynająć spore mieszkanie - myślę sobie, a Beverly narzeka nadal. Wtóruje jej Monique. Że bieda, że Bush to baran, że wszystko przez wojnę w Iraku. Że zobacz - benzyna jaka droga (3 dolary za galon - dwa razy taniej niż w Polsce), że jak przyjdzie Obama to wszystko się zmieni. Że będzie nadzieja i dobrobyt. Przemowę polityczną Monique kończy znakiem "V for Victory". Po czym pyta, jak tam u was, w tej Polsce. Ile na przykład wynosi minimalna pensja? Tu mnie trochę zaskoczyła, bo nie pamiętałem, odpowiadam jej - zaokrąglając baaaardzo mocno w górę, że pięćset dolarów (machnąłem się licząc po starym kursie - ale co tam, gdybym podał wartość realną, Monique by w życiu nie uwierzyła). - Ile? - pyta, mocno zdziwona. - Pięć stów - odpowiadam. No i tu cały misterny plan opowieści o tym, jak jest źle w Holbrook się był rypnął. Bo w Holbrook, moi mili, jak i w całej Arizonie, minimalna wypłata za godzinę pracy to prawie siedem dolców (6,90 dokładnie). Jakkolwiek by nie liczyć, wychodzi grubo ponad tysiąc dolarów (3000 PLN) miesięcznie w pełnym wymiarze godzin.
Jak widać, beznadzieja to bardzo relatywne określenie. Niektórzy by pewnie uznali, że Holbrook to nie żadna beznadzieja, tylko Arizona. Dream.