Tablice rejestracyjne były "lewe" - nie miały ani hologramowej naklejki, ani nie były wypukłe. Tir, który został w niedzielę skradziony na stacji benzynowej w Wielkopolsce, odnalazł się na innej stacji - w Piątku w województwie łódzkim. - Okoliczności wskazują, że przestępcy musieli nagle zmienić swoje plany - mówią nam policjanci zajmujący się przestępczością samochodową.
"Stoi u nas tir. Na tablicach z innego województwa" - usłyszeli dzielnicowi z łęczyckiej (woj. łódzkie) komendy. Niedługo potem patrol policji podjechał już na stację benzynową w geograficznym centrum Polski, Piątku. Wszystko to działo się w poniedziałek rano.
- Funkcjonariusze szybko rozpoznali, że z tablicami rejestracyjnymi pojazdu coś jest nie tak - mówi tvn24.pl aspirant sztabowy Mariusz Kowalski z łęczyckiej komendy.
Dodaje, że na naczepie i ciągniku siodłowym były plastikowe atrapy - bez wypukleń i wymaganych prawem hologramów.
Tablice widoczne na tajemniczym tirze - według policyjnego systemu - należały do zupełnie innego pojazdu.
Od stacji do stacji
Policja sprawdziła, czy komuś nie zniknął taki ciągnik siodłowy. Okazało się, że tak. Dzień wcześniej, na stacji benzynowej w powiecie Słupca (woj. wielkopolskie) ukradziono białego tira z naczepą. Takiego samego jak ten, który stał teraz na innej stacji.
- To było tak zwane wietrzenie. Auta pozostawiono w miejscu neutralnym. Grupy zabezpieczają się tak przed skomplikowanymi systemami namierzającymi samochody - opowiada nam jeden z funkcjonariuszy, zajmujący się przestępczością samochodową.
Nasz rozmówca tłumaczy, że jeżeli w ciągu kilku dni nikt nie pojawi się w pobliżu skradzionego auta - dopiero wtedy trafia do "dziupli".
Jest jednak coś, na co zwraca szczególną uwagę policyjny ekspert.
- Zazwyczaj na "wietrzenie" wybiera się miejsce ogólnodostępne, które można obserwować z bezpiecznej odległości. Tyle że przestępcy jak ognia unikają miejsc objętych monitoringiem, a przecież stacja jest naszpikowana kamerami. Być może sprawcy musieli w ostatniej chwili zmienić plan, bo coś poszło nie tak - mówi funkcjonariusz.
"Zabór w celu krótkotrwałego użycia"
Materiały w sprawie kradzieży tira zostały w poniedziałek przekazane Prokuraturze Rejonowej w Słupcy. Śledczy na razie nie chcą informować, czy kamery na stacji w Piątku nagrały sprawców. Wiadomo, że na razie nikogo nie zatrzymano.
- Śledztwo zostanie wszczęte w sprawie zaboru pojazdu mechanicznego w celu krótkotrwałego użycia - mówi nam Aleksandra Marańda, rzecznik prokuratury w Koninie.
Dodaje, że sprawcom może grozić do ośmiu lat więzienia, bo ukradziony tir - według właściciela - był warty blisko pół miliona złotych.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Łęczycy