Wtorek na Berlinale minął pod znakiem Iranu. Gdy w jednej z kinowych sal trwał pokaz "The Hunter" Rafiego Pittsa o opresyjnym systemie Iranu, do organizatorów festiwalu dotarła właśnie wiadomość, że jeden z najbardziej znanych irańskich reżyserów i honorowy gość Berlinale, Jafar Panahi, nie dostał pozwolenia na wyjazd z kraju.
Panahi został zaproszony na 60. Berlinale jako gwiazda irańskiego kina - na jubileuszowym festiwalu ten zdobywca Złotego Lwa w Wenecji ("The Circle") i Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie ("Off Side") miał uświetnić dyskusyjny panel o teraźniejszości i przyszłości irańskiej kinematografii.
Na wyjazd reżysera do Berlina niespodziewanie nie zgodził się jednak irański rząd.
- Jesteśmy zaskoczeni i głęboko poruszeni tym, że reżyser który zdobył tak wiele międzynarodowych nagród, został pozbawiony możliwości uczestniczenia w naszym jubileuszowym festiwalu i opowiedzenia na nim o swojej wizji kina - skomentował tą wiadomość dyrektor Berlinale, Dieter Kosslick.
Opresyjna władza mundurów
Nie pierwszy raz berliński festiwal staje się miejscem, gdzie polityka nieoczekiwanie wkracza w świat sztuki. Świadczy o tym również wybór filmów, które znajdziemy w programie konkursu. W ten nurt dobrze wpisuje się irański film "The Hunter".
Jesteśmy zaskoczeni i głęboko poruszeni tym, że reżyser który zdobył tak wiele międzynarodowych nagród, został pozbawiony możliwości uczestniczenia w naszym jubileuszowym festiwalu i opowiedzenia na nim o swojej wizji kina. dyrektor Berlinale, Dieter Kosslick
- Uważam, że żadna forma władzy nie ma prawa zapanować nad jednostką, pojedynczym człowiekiem - mówił po pokazie filmu reżyser Rafi Pitts, choć nie mógł jeszcze wiedzieć o swoim zatrzymanym w kraju rodaku.
Jego film to historia sfrustrowanego społeczeństwa, w którym jednostka wobec biurokratycznego i mundurowego systemu skazana jest tylko na samą siebie. Reżyser podkreślał jednak: - Tak, pochodzę z "tego" kraju i tak - dzieją się tam pewne rzeczy, ale ta historia mogła zdarzyć się w każdym miejscu. Bo jeśli izolujemy ludzi, będą oni funkcjonować jak tykająca bomba zegarowa.
Kto na kogo poluje?
"The Hunter" to klasyczny portret opresyjnego kafkowskiego systemu. Główny bohater, Ali, to człowiek z tajemnicą, były więzień, który do normalnego życia wraca dzięki pięknej żonie i małej córeczce. Pewnego dnia Sara i sześciolatka nie wracają do domu. Ali zaczyna poszukiwania rodziny, godzinami oczekując na pomoc w komisariatach i urzędach i stając twarzą w twarz z bezużyteczną biurokratyczną machiną.
W końcu dowiaduje się, że jego żona i córka zostały przypadkowo postrzelone podczas ulicznej demonstracji. Ale nie uzyskując odpowiedzi, kto dokładnie jest za to odpowiedzialny, wchodzi na wzgórze i używaną podczas weekendowych polowań bronią celuje w policyjny wóz.
Tak, pochodzę z "tego" kraju i tak - dzieją się tam pewne rzeczy, ale ta historia mogła zdarzyć się w każdym miejscu. Bo jeśli izolujemy ludzi, będą oni funkcjonować jak tykająca bomba zegarowa. Rafi Pitts
Zabija na miejscu dwóch funkcjonariuszy. Wkrótce na bohatera zaczyna się obława, z której przekonamy się jak szybko zatrą się granice między ściganym i polującymi.
"Pochodzę z ekstremalnie skomplikowanego kraju"
Reżyser nie daje prostych odpowiedzi i rozwiązań w swoim filmie. Bohaterowie do końca pozostają dla nas tajemnicą, a pytania o nich się mnożą - za co Ali trafił do więzienia, czy jego żona mogła być zaangażowana w rewolucyjny ruch, dlaczego jeden policjant chce zabić drugiego?
Wszyscy mają jednak coś wspólnego - są niepewni siebie, nieufni wobec obcego, zagubieni jak we mgle, która nad wyraz często pojawia się w tym obrazie. Tu nawet policjanci nie wiedzą, jaką powinni odgrywać rolę.
- Pochodzę z kraju, który jest ekstremalnie skomplikowany, w którym klasyczne podziały na dobro i zło nie istnieją - komentował to reżyser. - Jak mogę oceniać ludzi żyjących w takim społeczeństwie?
"Młodej generacji nie da się powstrzymać"
Pochodzę z kraju, który jest ekstremalnie skomplikowany, w którym klasyczne podziały na dobro i zło nie istniej. Jak mogę oceniać ludzi żyjących w takim społeczeństwie. Rafi Pitts
Co ciekawe, scenariusz był gotowy zanim jeszcze w Iranie wybuchły zeszłoroczne demonstracje. Zdjęcia kręcone były podczas poprzedzających je wyborów, ale w filmie nie znajdziemy rewolucyjnych obrazów czy dokumentacji zamieszek. "The Hunter" to bardziej metaforyczny portret społeczeństwa, w którym lada chwila opadną ostatnie blokady.
- Moim zadaniem było uchwycenie ten nerw czasów. Nie jestem politykiem i nie chciałem dawać żadnego jasnego przesłania tym filmem. Moją pracą jest stawianie pytań, o to co jest źle, kto może to naprawić i skłanianie ludzi do dyskusji. Młodej generacji w moim kraju nie da się powstrzymać - już czas, żeby moi rodacy w końcu usiedli razem i wspólnie porozmawiali.
Niezależna Ameryka podbija festiwalowe kina
Na uwagę zasługuje również to, co na na festiwalu dzieje się poza konkursem, a w szczególności szturm amerykańskiego niezależnego kina. Niskobudżetowe produkcje lub filmy robione zupełnie poza machiną produkcyjną Hollywood przyciągają na Berlinale tłumy.
Niesamowite przyjęcie miał tu laureat głównej nagrody w Sundance, czyli "Winter's Bone" w reżyserii Debry Granik. Historia 17-latki desperacko poszukującej zaginionego ojca i walczącej o przetrwanie w zamkniętej schierarchizowanej lokalnej społeczności, rzuca nowe światło na życie głębokiej Ameryki, gdzie najważniejsze prawo to prawo pięści i brutalnych reguł rodzinnych klanów.
W sekcji dokumentów uwagę zwrócił z kolei film młodziutkiej reżyserki Celine Danhier - "Blank city". Dokopując się do filmowych archiwów amerykańskiej awangardy z lat 70-tych, opisała narodziny i sukcesy nowojorskiego ruchu "no wave". Jim Jarmush, Amos Poe, Eric Mitchell - to tylko niektórzy artyści, których udało się jej namówić na rozmowę o czasach niszowej produkcji, w której filmowcy współpracowali z eksperymentującymi muzykami oraz performerami i tworzyli jedne z najbardziej szokujących i odważnych obrazów tamtych czasów.
Źródło: tvn24.pl