"Sentymentalna kreskówka z pacyfistycznym i ekologicznym przesłaniem", "niestrawna masa lewicowych stereotypów" z bohaterami, którzy "są tak nieznośnie szlachetni, że sam miałem ochotę zmieść ich z powierzchni planety" - "Avatar" w oczach prawicowych recenzentów.
Publiczność wali drzwiami i oknami, zyski przez pierwsze trzy tygodnie przekroczyły miliard, a James Cameron zapewne pisze już oscarową mowę, w której na bank znajdzie się zdanie „jestem królem wszechświata”. Jednak nie wszyscy kochają „Avatara” - wizualnie oszałamiającą, kosmicznie drogą, trzygodzinną fantazję reżysera „Titanica”, tym razem w 3D. Cameronowi dostało się zwłaszcza od prawicowych recenzentów.
Jedynym ratunkiem dla Pandory jest nasz człowiek Jake Sully, który zmienia się w lidera niebieskoskórych i mobilizuje ich do obrony planety przed Złą Korporacją. To, moim zdaniem, zbyt paternalistyczne. Bo dlaczego ogromni niebiescy ludzie muszą nauczyć się tych rzeczy od białego jak krewetka faceta, który nawet nie ma ogona lub wbudowanego Skype’a John Podhoretz z "Weekly Standard"
Wydawałoby się, że w ciągu 15 lat i mając pół miliarda dolarów, Cameron mógł wymyślić gatunek obcych, który nie ocieka każdym możliwym stereotypem z Indii i Afryki, jaki tylko można sobie wyobrazić John Nolte z Big Hollywood
- „Avatar” to trwająca przez prawie trzy godziny, niestrawna masa stereotypów wziętych bezpośrednio z rewizjonistycznych westernów lat 60-tych, w których Indianie stali się tymi dobrymi, a Amerykanie tymi złymi. Tylko tutaj Zachodem jest planeta o nazwie Pandora, czas akcji to nie XIX, a XXII wiek, a Indianie mają niebieską skórę, ogon i 10 stóp wzrostu – pisze John Podhoretz w „Weekly Standard”.
"Sam miałem ochotę zmieść ich z powierzchni planety"
Na stereotypowe przedstawianie konfliktu: moralnie czysta natura kontra chciwa militarystyczna korporacja zwraca też uwagę John Nolte z Big Hollywood. – Wydawałoby się, że w ciągu 15 lat i mając pół miliarda dolarów, Cameron mógł wymyślić gatunek obcych, który nie ocieka każdym możliwym stereotypem z Indii i Afryki, jaki można sobie wyobrazić - pisze.
I przedstawia Na'vi: - Są to istoty, które czczą Wielką Matkę Ewę, mają święty związek z ziemią, strzelają z łuku, jeżdżą na koniopodobych zwierzętach, krzyczą podczas walki, a mówią tak: "To zdarzyło się tylko pięć razy od czasu pierwszych pieśni naszych przodków". Plemię Camerona jest tak nudnie doskonałe i nieznośnie szlachetne, że sam miałem ochotę zmieść ich z powierzchni planety – zapewnia.
Niebieskoskórzy i człowiek krewetka
Przypomnijmy fabułę: na Pandorę, planetę zawierającą złoża bezcennego minerału, toksyczne dla ludzi powietrze i niezbyt przyjaznych tubylców, zostaje wysłany sparaliżowany komandos Jake Sully. Ma wziąć udział w nowatorskim programie Avatar: ziemscy naukowcy stworzyli hybrydy ludzi i mieszkańców planety, które wyglądają zupełnie jak niebiescy Na’vi, ale sterowani są przez mózg ich ludzkich odpowiedników. Jake dostaje zadanie: ma skłonić upartych tubylców, żeby opuścili swoją siedzibę, która akurat leży tuż nad najbogatszymi na planecie złożami unobtainium. Początkowo były marine jest posłuszny, ale w miarę jak odkrywa Pandorę, poznaje jej szlachetnych i żyjących zgodnie z naturą mieszkańców oraz zakochuje się w pięknej córce wodza, Neytiri, coraz mniej ma ochotę współpracować ze swoimi w ich niezbyt moralnych przedsięwzięciach…
- Jedynym ratunkiem dla Pandory jest nasz człowiek Jake Sully, który zmienia się w lidera niebieskoskórych i mobilizuje ich do obrony planety przed Złą Korporacją. To, moim zdaniem, zbyt paternalistyczne. Bo dlaczego ogromni niebiescy ludzie muszą nauczyć się tych rzeczy od białego jak krewetka faceta, który nawet nie ma ogona lub wbudowanego Skype’a? – ironizuje Podhoretz
"Sentymentalna kreskówka z pacyfistycznym przesłaniem"
Nie on jeden narzeka na przesłanie filmu. Według recenzenta „NY Press”, Armonda White, mimo spektakularnych efektów specjalnych i technologii 3D „Avatar jest najbardziej staroświeckim z możliwych filmem o białym człowieku, który musi stracić swoją tożsamość i złagodzić rasowe, polityczne, seksualne i historyczne winy”. Oskarża też reżysera o hipokryzję. - To przede wszystkim sentymentalna kreskówka z pacyfistycznym i ekologicznym przesłaniem. Cameron modnie oskarża ten sam system gospodarczy i wojskowy, które umożliwiły mu stworzenie jego technologicznej ekstrawagancji – uważa White.
A Podhoretz podsumowuje: - „Avatar” jest bardziej interesujący jako przykład tego, jak głęboko zakorzenione są te standardowe kontrkulturowe banały w Hollywood. Cameron napisał taki właśnie scenariusz nie po to, żeby wzbudzić kontrowersje, ale wręcz przeciwnie: z myślą, żeby spodobało się to jak największej liczby ludzi.
A jak wam się "Avatar" podobał? Podyskutujcie na forum.
Źródło: „Weekly Standard”, "Big Hollywood", „NY Press”
Źródło zdjęcia głównego: materiały dsytrybutora