Zdaniem obrońców zwierząt każdy, kto w ciągu ostatnich lat wjechał na drogę do Morskiego Oka kilkunastoosobowym fasiągiem, złamał prawo. Ekolodzy dotarli do dokumentu sprzed 16 lat, z którego ma wynikać, że na tym tatrzańskim szlaku mogą poruszać się tylko czteroosobowe dorożki.
Obrońcy praw zwierząt cały czas walczą, by na trasie do Morskiego Oka konie zaprzężone do mogących przewieźć nawet 12 osób fasiagów przestały pracować.
- Ta walka przybiera różne formy. Obliczamy, jak ciężko pracują zwierzęta, robimy pikiety, a także sprawdzamy dokumenty. Dzięki temu ostatniemu trafiliśmy na ślad wielkiego skandalu - mówi w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Beata Czerska, prezes Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Obrońcy odnaleźli zarządzenie starosty tatrzańskiego z 1999 roku w sprawie ruchu na drodze do Morskiego Oka. Z dokumentu wynikać ma, że na tej trasie poza służbami Tatrzańskiego Parku Narodowego oraz pojazdami ze specjalnym identyfikatorem mogą poruszać się tylko "dorożki konne, czyli niekonwencjonalny środek transportu turystów".
Idą za encyklopedyczną definicją
Jak twierdzi Czerska, kluczowym w tej sprawie ma być słowo "dorożka". Cytując za encyklopedią, stwierdza, że to pojazd konny, który może przewozić do czterech osób.
- Gołym okiem widać więc, że te wozy, które obecnie pracują na drodze do Morskiego Oka, dorożką nie są - oburza się Czerska.
Na tej podstawie obrońcy zwierząt domagają się by urzędujący starosta Piotr Bąk zaczął egzekwować ustalenia swojego poprzednika Andrzeja Gąsienicy Makowskiego i zakazał jazdy fasiągom.
Takiej sytuacji nie wyobrażają sobie jednak fiakrzy. - Pomysł, byśmy jeździli tylko dorożkami, nie jest nowy. Jego wprowadzenie oznacza jednak dla nas bezrobocie - mówi w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Darek Łapka, jeden z fiakrów. Jak podkreśla, wtedy cena przejazdu jednej osoby wzrosłaby o kilkaset złotych, co oznaczałoby, że spadłoby zainteresowanie przejazdem na trasie.
"Dorożka" czy "pojazd konny"?
Bronić górali zamierza starosta tatrzański Piotr Bąk. Jak podkreśla, żądania ekologów nie są do końca zasadne. Twierdzi, że w żadnych aktach prawnych nie można doszukać się jednoznacznej definicji terminu "dorożka". Jego zdaniem definicja z encyklopedii nie jest wyrocznią dotyczącą prawa.
Zaznacza też, że do zarządzenia sprzed 16 lat dodano załącznik, mówiący, że do do wjazdu na drogę do Morskiego Oka uprawnione są osoby wykonujące zarobkowy przewóz "pojazdami konnymi". - Do tych fasiągi na pewno należą - podkreśla Bąk.
Starosta zastanawia się też nad zmianą samego zarządzenia i zastąpieniem słowa "dorożka" sformułowaniem "pojazd konny".
Zdaniem ekologów - wozy przeciążone
Zdaniem ekologów konie pracujące przy transporcie turystów są zmuszane do pracy ponad ich siły, a to jest przestępstwo znęcania się nad zwierzętami. Obrońcy praw zwierząt, opierając się na wykonanej przez siebie ekspertyzie, twierdzą, że wozy wypełnione turystami są przeciążone. Według tej ekspertyzy wóz należy odciążyć o 926 kg, czyli trzeba by zdjąć z niego blisko 11 pasażerów. Wtedy na wozie mógłby pozostać jeden pasażer i woźnica.
Z tą ekspertyzą nie zgadza się hipolog z Katedry Hodowli i Użytkowania Koni Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Prof. Ryszard Kolstrung w swej ekspertyzie opartej na tych samych danych wykazał, że konie pracujące na trasie do Morskiego Oka nie są zbytnio przeciążane, a ustalone przerwy w pracy pozwalają zwierzętom dostatecznie zregenerować siły.
Na drodze do Morskiego Oka były prowadzone testy elektrycznych wózków wożących turystów, a także hybrydowych wozów konnych wyposażonych w elektryczne wspomaganie - te testy mają być jeszcze powtarzane. Fiakrzy twierdzą, że za działaniami ekologów stoi lobby biznesowe.
Chcą likwidacji fasiągów
Ekolodzy domagają się całkowitego usunięcia transportu konnego ze szlaku i zastąpienia koni elektrycznymi wózkami. Przeciwni temu są m.in. hipolodzy, środowiska akademickie, Związek Hodowców Koni oraz Główny Lekarz Weterynarii.
Autor: mmw / Źródło: Gazeta Krakowska, TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków | Magdalena Więsek