W Poznaniu doszło do starcia ulicznego muzyka z restauratorami. Ci drudzy narzekali na ich zdaniem zbyt głośnego artystę i wezwali na pomoc straż miejską, która wlepiła mandat w wysokości 200 złotych. Ukarany Tadeusz Lis czuje się pokrzywdzony, bo taka suma to spora część jego skromnego budżetu.
Muzyk od 15 lat dorabia do skromnej renty grając na ulicach. Występował nawet za granicą. Taka niemiła przygoda jak ta w Poznaniu nie spotkała go jednak nigdzie.
Właściciele restauracji na poznańskim rynku uznali, że jego częste występy są zdecydowanie za głośne i uciążliwe. - Mamy dość. Mamy dość nie tylko tego pana, ale też innych grajków - mówi Tomasz Kruk, restaurator. Właściciele restauracji zwracali uwagę Lisowi, a w końcu odwołali się do straży miejskiej, która przybyła, zobaczyła i wlepiła mandat.
Dla chorującego na serce mężczyzny to poważny cios finansowy. Czuje się też urażony. - Widownia moja na dworcu, jak grałem cztery godziny to 30 tysięcy. W miesiącu około miliona osób mnie ogląda. Cała Polska mnie zna, oprócz tych panów strażników - mówi Lis.
Władze miasta twierdzą jednak, że miejskie służby inaczej postąpić nie mogły. - Gdybyśmy tego nie zrobili, to w tym momencie pokrzywdzona poczułaby się ta osoba, która składa skargę - mówi Rafał Łopka z urzędu w Poznaniu.
Autor: mk//bgr/k / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN