- Uderzali kijem w przednią, lewą szybę, mógł nie wiedzieć, że pijana kobieta w ciąży kładzie się pod kołami - ustalili prokuratorzy i umorzyli postępowanie w sprawie koszmaru, do którego doszło rok temu w noc sylwestrową. Portal tvn24.pl dotarł do nagrania, na którym widać, w jakich okolicznościach życie straciła ciężarna 31-letnia łodzianka.
Nagranie, do którego dotarliśmy było jednym z kluczowych dowodów w śledztwie toczącym się niemal przez równy rok. Pochodzi z kamery zainstalowanej w samochodzie jadącym tuż za toyotą, którą zaatakowała grupa młodych osób świętująca Nowy Rok na ul. Wojska Polskiego w Łodzi.
Zapis video, który publikujemy, trwa dokładnie 48 sekund. Widać na nim, jak do przejeżdżających po Wojska Polskiego samochodów podbiegają młodzi ludzie. Najpierw można zobaczyć, że po kilku sekundach rozmowy grupka przepuszcza pojazd jadący po lewej stronie kadru. Potem rusza pojazd jadący tuż przed toyotą. Wtedy młodzi ludzie zaczynają gromadzić się wokół samochodu, w którym z pokazu noworocznych fajerwerków wraca 67-latek wraz z żoną i 13-letnim wnuczkiem.
- Grupa zachowywała się agresywnie. Jeden z jej członków zaczął uderzać kijem w przednią lewą szybę, pozostali szarpali za klamki - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Wystraszony atakiem 67-latek rusza. Jak wykazało śledztwo, nie widział, że pod jego kołami leżała pijana, 31-letnia kobieta w 9 miesiącu ciąży. Według zeznań trzech niezależnych świadków kobieta sama położyła się przed samochodem. Miała mówić, że zatrzymanym "nie pozwoli odjechać".
Koszmar w oku kamery
Na nagraniu, które pokazujemy, widać jak samochód prowadzony przez 67-latka rusza. Pcha kobietę kołami (na filmie tego nie widać) i najeżdża na nią dopiero po kilkudziesięciu metrach. Kierowca powiedział śledczym, że miał wrażenie podobne do tego, jakby najechał na próg zwalniający.
- Chciał się zatrzymać, ale był goniony przez członków agresywnej grupy. Pojechał więc dalej i zatrzymał się na wysokości ul. Marynarskiej. Tam też dowiedział się od innych kierowców, że doszło do przejechania kobiety - tłumaczy prokurator Kopania.
Ranna kobieta trafiła do szpitala, gdzie lekarze wykonali jej cesarskie cięcie. 31-latka zmarła kilka godzin później. Nie żyje też jej dziecko, które o życie walczyło jeszcze przez dobę.
Dziś już wiemy, że kierowca nie usłyszy prokuratorskich zarzutów w związku z dramatem, do którego doszło w pierwszych kilkudziesięciu minutach 2014 roku. Śledztwo w jego sprawie zostało umorzone.
"Nie miał prawa tego widzieć"
Prokuratorzy ustalili, że kierowca nie widział, że ktoś był pod jego samochodem.
- W toku prowadzonego śledztwa poprosiliśmy o opinię biegłych m.in z zakresu psychologii. Stwierdził on, że kierowca był w bardzo niekorzystnym stanie emocjonalnym, który utrudniał jego możliwości postrzegania i analizowania - tłumaczy prokurator Kopania.
Zdaniem biegłych, uwagę kierowcy od tego, co działo się przed maską pojazdu odciągał fakt, że jeden z napastników uderzał kijem w szybę od strony kierowcy.
- Mężczyzna bał się o bezpieczeństwo rodziny, dlatego ruszył. Nie można obciążyć go winą za tragedię, która miała miejsce - podsumowuje Kopania.
Zanim jednak śledczy tak ocenili całą sprawę, kilka razy prosili o opinię specjalistów z zakładu medycyny sądowej, ruchu drogowego i psychologa.
- To na pewno bardzo trudna do oceny sprawa, niemniej jednak całokształt ustaleń jest taki a nie inny – kończy prokurator.
Bez odpowiedzialności?
Żadnej odpowiedzialności karnej nie poniosą także członkowie agresywnej grupy, która zatrzymała samochód kierowany przez 67-latka.
- Przestępstwa, których się mogli dopuścić, czyli niszczenia mienia nie są ścigane z urzędu, tylko na wniosek pokrzywdzonego - wyjaśnia prokurator Kopania.
A członkowie zaatakowanej rodziny nie chcą ścigania członków grupy. Kierowca zaatakowanego samochodu tłumaczył prokuratorom, że "chce o tym koszmarze jak najszybciej zapomnieć".
"To było potrącenie!"
Prokuratorzy odtworzyli krok po kroku tragedię z 1 stycznia dzięki nagraniom, które publikujemy na tvn24.pl oraz dzięki zeznaniom świadków.
- Mówimy o osobach, które nie znały nikogo z uczestników zdarzenia, nie miały więc interesu, żeby przedstawiać określoną wersję zdarzeń. Zeznania świadków tworzą spójną całość z zapisem z kamery - tłumaczy Kopania.
Trzeba jednak podkreślić, że inną wersję wydarzeń przedstawili członkowie grupy, która zatrzymała toyotę. Trzech przesłuchanych mężczyzn i jedna kobieta (wszyscy to członkowie rodziny albo znajomi zmarłej 31-latki) twierdzili, że poszkodowana nie kładła się pod kołami.
- Według ich wersji doszło do potrącenia kobiety, po czym przewróciła się ona pod koła pojazdu - mówią śledczy.
Dodatkowo członkowie grupy twierdzili, że nie atakowali żadnego z samochodów.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź