- To sport ekstremalny, każdy jedzie na własne ryzyko - mówią rowerzyści, którzy urządzają wyścigi po ulicach Łodzi. - Ścigamy się nieoficjalnie, czy jak kto woli, nielegalnie. Często naginamy przepisy - słyszymy od organizatorów, którzy jednocześnie zapewniają, że pewnych granic nie przekraczają i jeżdżą tak, by nie zagrażać innym uczestnikom ruchu.
Bez oporów pokazują twarz przed kamerą tvn24.pl, bo "nie czują się przestępcami".
- To mój piąty wyścig. Nie pamiętam żadnej tragedii. Czasami serce mocniej zabije, ale to wszystko - mówi nam Marcin, którego spotykamy tuż przed startem jednego z łódzkich nieoficjalnych wyścigów rowerowych.
Oprócz Marcina wieczorem, w samym sercu Łodzi, pojawiło się kilkanaście osób. Wielu z nich na co dzień pracuje jako kurierzy rowerowi. Wszyscy wzięli udział w wyścigach typu alleycat.
Nazwa ta po angielsku znaczy tyle co "kot uliczny" i oznacza nielegalne wyścigi organizowane w normalnym ruchu drogowym. Rowerzyści manewrują slalomem pomiędzy samochodami na skrzyżowaniach. Nad bezpieczeństwem uczestników nie czuwają żadne służby medyczne, o imprezie nie wie policja.
Podobne "zawody" odbywają się regularnie w największych miastach świata: Paryżu, Londynie czy w Toronto.
"Nie jesteśmy przestępcami"
Redakcja tvn24.pl o wyścigach dowiedziała się "na mieście". Odszukaliśmy ich uczestników, dostaliśmy nagrania, na których widać, jak "zawody" wyglądają z perspektywy uczestnika.
Rowerzyści potrafią ignorować czerwone światła na skrzyżowaniach, jeździć po chodnikach czy gnać ulicami jednokierunkowymi pod prąd.
I chociaż nikt nie ukrywa, że przepisy ruchu drogowego są "naginane" nagminnie, to żaden z uczestników wyścigu nie miał oporów przed pokazywaniem twarzy przed kamerą.
- Realizujemy swoją pasję. Jeżeli ryzykujemy, to tylko własnym życiem. Nie chcemy nikomu zagrażać, nie jesteśmy przecież przestępcami - wyjaśniają.
Lista zadań
Każdy wyścig alleycat rozpoczyna się od rozdania uczestnikom manifestu, czyli listy zadań do wykonania.
Tym razem "zawodnicy" musieli dojechać do dziesięciu punktów kontrolnych rozrzuconych po całej Łodzi. Na każdym z nich trzeba było wykonać określone zadanie - na przykład zrobić zdjęcie, zebranie pieczątki od czekających na miejscu osób czy... zabranie "fantów" z wysypiska śmieci.
- Każdy chce wykonać zadania jak najszybciej. Na tym polega wyścig. Trasę uczestnicy opracowują we własnym zakresie - opowiada Bartek, jeden z organizatorów wyścigu.
"Na własne ryzyko"
Nasz rozmówca przyznaje, że za poczynania "zawodników" na ulicach nie bierze odpowiedzialności.
Nie jesteśmy "Frogiem". Nie jeździmy na granicy głupoty. Uczestnicy nielegalnych wyścigów rowerowych
- Tworzymy tylko fundament pod zabawę. Tu nie ma wielkich nagród i presji wyniku - dodaje.
Wyjaśnia przy tym, że każdy z rowerzystów bierze na siebie odpowiedzialność za ewentualną brawurę na drodze.
Rowerowe podziemie
Zawody typu alleycat odbywają się w Łodzi cyklicznie. Średnio co miesiąc, kiedy tylko aura na to pozwala.
Właśnie zainaugurowano tegoroczny sezon. I chociaż dla wtajemniczonych łódzkie wyścigi stały się już tradycją, to o imprezie nic nie wie policja.
- Nie mieliśmy żadnych zgłoszeń związanych z organizacją jakichkolwiek wyścigów rowerowych na terenie miasta - mówi tvn24.pl mł. asp. Marzanna Boratyńska z łódzkiej drogówki.
Może to wynikać z faktu, że "zawodnicy" wyglądem nie wyróżniają się niczym od innych rowerzystów. Dlatego też można minąć się z uczestnikami i nawet o tym nie wiedzieć.
"Wiemy, gdzie jest granica"
- Czy nie uważasz, że wasza dobra zabawa może doprowadzić do wypadku? Nie macie wrażenia, że narażacie osoby z zewnątrz? - dopytujemy jednego z uczestników wyścigu.
- Jeżeli już, to narażamy ich bezpieczeństwo w stopniu znikomym. Nikt z nas raczej nie jest w stanie przekroczyć dozwolonej prędkości, nasze rowery ważą kilka kilogramów - słyszymy w odpowiedzi.
- A jeżeli kierowca wystraszony brawurą rowerzystów wypadnie z trasy i kogoś zabije? - dociekamy.
- Nie jesteśmy "frogami". Nie jeździmy na granicy głupoty. Wielu z nas porusza się rowerem po mieście zawodowo. Wiemy, gdzie jest granica, której nie wolno przekraczać - przekonuje nasz rozmówca.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź