Sprawa „obozu koncentracyjnego” w dziecięcym psychiatryku w Starogardzie Gdańskim trafi do sądu. Po kilku latach śledztwa prokuratura oskarżyła Annę M. - ordynator, która przez lata miała brutalnie znęcać się nad swoimi pacjentami. Przed sądem staną także salowi, Mirosław L. i Marcin O.
Sprawą przez ponad pięć lat zajmowała się prokuratura, ale dopiero teraz udało się skierować do sądu akt oskarżenia przeciwko lekarce i dwóm salowym.
- Prokurator zarzucił oskarżonym fizyczne i psychiczne znęcania się nad 42 małoletnimi pacjentami - poinformowała Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Annie M. zarzucono m.in. bezpodstawne unieruchamianie i izolację pacjentów oraz podejmowanie decyzji o stosowaniu wobec małoletnich pacjentów długotrwałych kar stania i zimnego prysznica, pozbawienia prawa do codziennego spaceru, a także ograniczenia wizyt rodziny.
- Kobieta zmuszała pacjentów do przyjmowania pozycji krzesełka i wykonywania żabek. Dwóm pacjentom kazała w piżamie i boso wyjść na mróz i śnieg. Ośmieszała i upokarzała pacjentów poprzez przyklejanie do ich odzieży kartek z obraźliwymi napisami. Prowokowała też do agresji wobec innych – dodała prokurator.
Do takich i innych zachowań miało dochodzić w okresie od stycznia 2009 roku do grudnia 2010 roku.
Anna M. pracowała, jako ordynator oddziału dziecięcego w szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych w Starogardzie Gdańskim. To jeden z najstarszych i największych szpitali psychiatrycznych w Polsce, nazywany też Kocborowem.
Salowi zabierali materace, wyprowadzali pacjentów boso na mróz i śnieg
Oskarżeni zostali również salowi Mirosław L. i Marcin O.
- Mirosławowi L. zarzucono szarpanie i bicie pacjentów, w tym smyczą od kluczy oraz kluczami oraz wyzywanie słowami wulgarnymi, zrzucanie z łóżek i zabieranie materacy. Wyprowadził też dwóch pacjentów w piżamach i boso na mróz i śnieg. Marcinowi O. zarzucono szarpanie, popychanie oraz bicie pacjentów, wyzywanie słowami wulgarnymi i naśmiewanie się z nich oraz zbyt mocne zaciskanie pasów unieruchamiających, po uprzednim dorobieniu dziurek. Prowokował też do zachowań agresywnych – powiedziała Wawryniuk.
Oskarżeni nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im przestępstw. Grozi im do 5 lat więzienia.
Ordynator miała poniżać, wyzywać, zamykać w izolatkach
Jesienią 2010 roku do rzecznika praw dziecka przyszedł list ze szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych w Starogardzie Gdańskim. Pielęgniarki i salowi opisali w nim drastyczne kary, jakie ordynator oddziału nr XXIII Anna M. miała stosować wobec nastoletnich pacjentów. Kobieta miała ich poniżać, wyzywać, zamykać w izolatkach i ograniczać spotkania z rodzicami.
Na oddział Anny M. od stycznia 2009 roku trafiali dziewczyny i chłopcy w wieku 13-18 lat z zaburzeniami emocjonalnymi lub psychicznymi.
Po kontroli stwierdzono wiele przypadków znęcania się
W listopadzie 2010 r. na kontrolę oddziału przyjechali pracownicy biura Rzecznika Praw Dziecka oraz wojewódzki konsultant ds. psychiatrii dr Izabela Łucka. W swoim raporcie wskazali wiele przypadków znęcania się nad pacjentami, jak zastraszanie, kopanie, usypywanie uzależnionym od narkotyków "ścieżek z cukru" z rozkazem: "Wciągnij". Za niegrzeczne zachowanie "wstrzykiwano dzieciom zastrzyki z soli fizjologicznej.
Później odbyła się jeszcze kontrola władz województwa. - Wszystkie opisane w raportach sytuacje wydawały się wręcz nieprawdopodobne, ale po dokładnej analizie potwierdziły się i kwalifikują tylko do prokuratury. Ta sprawa ma charakter kryminalny. Pacjenci traktowani byli nieludzko - mówił w "Faktach" TVN Jerzy Karpiński, lekarz wojewódzki.
Prof. Katarzyna Popiołek, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, dodała: - Te dzieci trafiły do piekła, przecież to był obóz koncentracyjny, a jakie są skutki przebywania w obozie, wiemy od drugiej wojny światowej.
Gdy sprawa wyszła na jaw, na oddziale wymieniono kadrę. Pracę straciła ordynator Anna M., dyrektor szpitala oraz kilku pracowników. Śledztwo w sprawie znęcania się nad nastolatkami ze względu na wagę przestępstw zostało przeniesione z prokuratury w Starogardzie Gdańskim do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Umarzali postępowania
Jak się okazało jeszcze przed 2010 rokiem do prokuratury w Starogardzie Gdańskim wpływały informacje o przemocy na różnych oddziałach w Kocborowie. Wszczęto 14 postępowań, które dotyczyły narażenia pacjentów przez personel szpitala na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu, znęcania się salowych nad pacjentami oraz doprowadzenia nieletniej pacjentki z oddziału XXIII do obcowania płciowego.
Prokuratura w Starogardzie odrzuciła lub umorzyła wszystkie 14 postępowań.
Oskarżeni nie pracują już w szpitalu
Nazwisko ordynator jeszcze do niedawna widniało na liście biegłych sądowych marszałka pomorskiego opublikowanej w internecie. Dopiero niedawno prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku usunął Annę M. z tej listy.
Nie pracuje ona już w szpitalu. Ma jednak prywatny gabinet w innym pomorskim mieście. W szpitalu nie pracują już także oskarżeni salowi.
Wspomnienia byłych pacjentów
Z byłymi pacjentami szpitala pod koniec lipca rozmawiała reporterka "Dużego Formatu" Justyna Kopińska. Jedna z kobiet tak opisywała swój pobyt na oddziale nr XXIII w 2009 r.:
"Miałam 15 lat, gdy trafiłam na oddział psychiatryczny. Policjanci, którzy po mnie wtedy przyjechali, nie powiedzieli, dlaczego biorą mnie do szpitala. Może dlatego, że cały czas wagarowałam i nie słuchałam nauczycieli. Najbardziej zapamiętam, jak ordynator kazała związać Roberta, który nic złego nie zrobił. Był przy kości i za to z niego szydziła. Leżał taki związany, załatwiał się pod siebie, w końcu cały materac przeciekł i zaczęło się lać na podłogę. To taka scena, której nawet na horrorze nikt nie zobaczy. Każdy mógł podejść i go uderzyć. Niektórzy salowi chcieli przypodobać się ordynator, więc zaczęli go bić sznurami. A on trząsł się cały ze strachu. Innym razem związano chłopca, na którego pluli i rzucali jedzenie. Ordynator urządzała bijatyki z dziewczynami. Przekomarzałyśmy się, przyszła doktor Anna i powiedziała do Sary: 'Jak jesteś taka niewyżyta, to stań do prawdziwej walki'. Zabrała ją do sali do ćwiczeń. Później Sara wyszła taka upokorzona, posiniaczona, a doktor śmiała się i mówiła: 'Nawet bić się nie potrafisz. Ordynator miała jakieś 40 lat, szczupła, krótkie czarne włosy. Często chodziła w okularach przeciwsłonecznych, nawet w pomieszczeniach. Była wulgarna. Inni lekarze tak się nie odzywają do ludzi. Wyzywała nas od debili, złodziei. Salowi też nas poniżali, ale chyba głównie na jej życzenie. Chociaż była jedna rzecz, którą robili sami - dotykanie związanych dziewczyn. Podobno traktują to jako bonus pracy w szpitalu. Jedna z dziewczyn została zgwałcona, nie pamiętam, czy przez pacjenta czy salowego, w każdym razie rodzice to zgłaszali do prokuratury. Nic z tym dalej nie zrobiono. Skoro z gwałtem nic nie zrobili, to byliśmy pewni, że nie zajmą się pozostałymi karami. Raz pani Anna wyrzuciła jednego z chłopców w samej bieliźnie na spacerniak, kazała mu szczekać, udawać psa. Pewnie gdyby stosowała tylko zastrzyki i pasy, nikt by tego nie wykrył. Ale ona się w tym upokarzaniu rozsmakowała."
Pacjentka dodaje: "Myślę, że ta doktor Anna była chora psychicznie bardziej niż my. Tylko dlaczego nikt tego od razu nie zauważył?"
"Nie wierzę, że ordynator kiedykolwiek pójdzie do więzienia za to, co nam zrobiła. Jeśli pozwolą jej wykonywać ten zawód w innym miejscu, w innym szpitalu, jestem pewny, że zrobi to ludziom ponownie" - mówi inny pacjent.
Była ordynator odmówiła wtedy komentarza, zaznaczyła tylko, że według niej cała afera wynikła z zemsty. - Zaczęłam zgłaszać przemoc salowych na oddziale, a oni zaatakowali mnie na wielu frontach, między innymi rozpętali aferę, napisali do rzecznika – powiedziała.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Wioleta Stolarska / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY 3.0) / Paweł Oleksiak