Dobrze zarabiają i stać ich na to, żeby mieć drogi i sportowy samochód. - Ścigają się po ulicach, bo to ich hobby. Niektórzy mają po 40, 50 lat - mówi Mateusz, który tuninguje im samochody. - Czy ryzykują? Tak, ale to ich kręci - dodaje.
Z Mateuszem Woskresińskim spotykamy się w jego firmie. Na zewnątrz stoją samochody, które przypominają te znane z torów wyścigowych. Różnica polega na tym, że - w przeciwieństwie do wyścigówek - mają wszystkie elementy niezbędne do jazdy po ulicach.
To nie jest tania zabawa. Spojlery i poszerzenie samochodu - 7,5 tysiąca zł. Poprawienie zawieszenia - 14 tysięcy zł. Na podrasowanie czerwonego bmw, które stoi przed warsztatem, właściciel wyłożył około 100 tysięcy złotych. - Do mnie przychodzą ci, których na to stać - mówi Mateusz.
Chętnych jednak nie brakuje, bo - jak mówi Mateusz - "każdy chce odreagować, rozerwać się". - Ktoś gra w badmintona, ktoś się ściga po ulicach. Czy to ryzykowne? Ryzyko zawsze jest - zamyśla się.
Kim są jego klienci? - Nie ma normy wiekowej. Zazwyczaj są to osoby nieźle ułożone. Często mają rodziny, prowadzą normalne życie. Najstarsi mają prawie 60 lat - mówi mechanik. I dodaje, że na ulicach zdarzają się też zawodowi kierowcy rajdowi, którzy "szukają urozmaicenia".
"Znam tego chłopaka, nic mu nie grozi"
Chociaż dla zabawy ryzykują życiem swoim i innych uczestników dróg, Mateusz twierdzi, że żaden z jego klientów nie miał poważnego wypadku. - Czasem mówią, że było o włos. Czasami i tego włoska zabraknie i rozbity samochód ląduje w warsztacie. Ale o rannych jeszcze nie słyszałem - zapewnia.
Kiedy pytamy, czy mają problemy z prawem, Mateusz się zamyśla. - Zazwyczaj tak. Mandaty są normą. Niektórzy za swoje wyczyny stracili prawo jazdy. Tak czy inaczej jeżdżą.
Kiedy schodzimy na temat szaleńczego rajdu po ulicach Warszawy, którego nagranie można zobaczyć w internecie, Mateusz zmienia ton na bardziej dyplomatyczny. - Znam tego chłopaka. Jechał dobrym sprzętem, miał umiejętności żeby go okiełznać. Sprawę wyjaśnia policja, a ja nic więcej nie mam do powiedzenia - mówi.
Ale dodaje też, że większe zagrożenie stwarzają młodzi kierowcy, którzy chcą się "pobawić w rajdy". - Wsiadają do samochodów rodziców i chcą się ścigać. To o takich ludziach później się czyta, a nie o tych, którzy wiedzą jak opanować pojazd z mocą.
Kiedy wracamy do pirata z Warszawy, nasz rozmówca uśmiecha się. Twierdzi, że nic mu nie grozi. - Samochody wyścigowe nierzadko są zarejestrowane na firmę. Użytkowników jest kilku. To stała praktyka, utrudniająca życie policji, która musi się mocno napocić, żeby udowodnić, kto przekroczył przepisy - tłumaczy Mateusz.
„Chcemy uprzykrzyć im życie”
Chętni na wyścigi po ulicach często używają forów internetowych, żeby umawiać się w konkretnym miejscu i czasie. Ich wpisy starają się monitorować policjanci, którzy często w cywilu próbują wmieszać się pomiędzy „ulicznych rajdowców”. Wtedy najczęściej kończy się na mandatach.
- Sprawdzamy trzeźwość, wyposażenie aut i dokumenty. Chcemy im maksymalnie uprzykrzyć życie – mówi Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji.
Kiedy wyścig już ruszy, policjanci często są bezradni.
- Jakie szanse ma policjant ścigający się z kierowcą jadącym sportowym autem? Prawie żadne, o ile kierowca potrafi wykorzystać swój sprzęt. Wtedy policja zostanie po pierwszym skrzyżowaniu w tyle – uśmiecha się Mateusz Woskresiński.
Zobacz reportaż "Czarno na Białym" o drogowych przestępcach:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/ran / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź