8 lat - tyle spędził w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku Stanisław Belski za kradzież kilku paczek kawy. Dzisiaj ten sam sąd, który umieścił mężczyznę w szpitalu w 2007 roku, postanowił wypuścić go na wolność. Bo czyn, który niegdyś popełnił, przestał już być występkiem i w świetle obowiązujących przepisów jest "tylko" wykroczeniem. A i szpital wystawił mężczyźnie pozytywną opinię.
Sąd Rejonowy w Krakowie Podgórzu przychylił się do wniosku pełnomocnika Stanisława Belskiego o uchylenie środka zabezpieczającego (pobyt na oddziale zamkniętym) i zdecydował, że mężczyzna, po ośmiu latach, może opuścić szpital dla nerwowo i psychicznie chorych w Rybniku.
W trzy godziny po ogłoszeniu wyroku Stanisław Belski wyszedł ze szpitala. - Zjedliśmy obiad na stacji benzynowej - powiedział tvn24.pl pełnomocnik Belskiego mec. Piotr Wojtaszak. Odwiezie mężczyznę do rodziny w Krakowie.
"Tylko wykroczenie"
- Czyn, za który zamknięty był w szpitalu mój klient, od 2013 roku nie jest już występkiem, tylko wykroczeniem - mówił dziennikarzom po orzeczeniu sądu mec. Wojtaszak.
A za wykroczenie, wyjaśniał, nie można stosować środka zabezpieczającego np. poprzez zamknięcie kogokolwiek w szpitalu psychiatrycznym, jako potencjalnie niebezpiecznego, mogącego ów czyn powtórzyć.
Dziś, zgodnie z Kodeksem wykroczeń, kradzież o wartości 337,9 zł (według sądu taką wartość miała skradziona przez Belskiego kawa) jest wykroczeniem, przestępstwo "zaczyna się" od 437,5 zł. (Przed 2013 rokiem próg ten wynosił 250 zł - red.)
- Sąd w całości zdepenalizował dzisiaj czyn pana Belskiego, uznając, że jest on wolny. Oznacza to, że nie musi w ogóle leczyć się psychiatrycznie - mówi Wojtaszak. Uważa, że taka decyzja mogła zapaść już w 2013 roku, po zmianie przepisów.
Wtedy jednak, negatywnie o stanie zdrowia Stanisława Belskiego wypowiadał się szpital, w którym mężczyzna przebywał. Co pół roku wysyłał do sądu opinie, na podstawie których przedłużano pobyt mężczyzny na oddziale zamkniętym w placówce.
Dziś, sąd uchylając środek zapobiegawczy, brał pod uwagę także pozytywną opinię lekarzy. Ci jednak nadal chcieli leczyć Belskiego.
"Wnosimy o zamianę środka zabezpieczająco-leczniczego z detencji sądowej w warunkach oddziału o podstawowym stopniu zabezpieczenia na terapię w warunkach ambulatoryjnych pod nadzorem sądu" - napisali do sądu przedstawiciele szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych w Rybniku.
Do wniosku psychiatrów przychylała się prokurator. Jej zdaniem to lekarze wiedzą, co jest dla pacjenta najlepsze.
- Sąd zadecydował o uwzględnieniu wniosku obrońcy i uchyleniu środka zabezpieczającego w postaci umieszczenia w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Sąd zadecydował tak po uzyskaniu kolejnej opinii psychiatrycznej dotyczącej detnecjonowanego, z której wynika, ze nastąpiła poprawa stanu jego zdrowia. Nie jest w tej chwili konieczne, by przebywał on w zakładzie psychiatrycznym typu zamkniętego – tłumaczy Beata Górszczyk, rzecznik prasowy ds. karnych krakowskiego sądu okręgowego.
14 negatywnych opinii, piętnasta: może wyjść
Dotychczas, co pół roku, rybnicki szpital kierował do sądu opinie, w których rekomendował przedłużenie detencji, czyli leczenia w zamknięciu.
- A sądy w takich przypadkach zawierzają lekarzom - mówi nam Wojtaszak. I dodaje: sąd obawiał się, że pan Belski ponowi czyn, czyli znowu ukradnie kawę. Belski, według lekarzy rybnickiej lecznicy, cierpi na schizofrenię paranoidalną. Miał aplikowane elektrowstrząsy, z których jednak zrezygnował, bo po pierwszych zabiegach, jak twierdzi, źle się czuł, tracił pamięć i zdolność koncentracji. - Nie przeczytałem od tamtego czasu żadnej książki. Nie potrafię skupić uwagi - mówił w rozmowie z dziennikarką tvn24.pl.
W grudniu 2014 roku szpital wysłał do sądu wniosek o ubezwłasnowolnienie Belskiego, twierdząc, że pacjent nie będzie w stanie samodzielnie żyć po ewentualnym wyjściu na wolność. Sprawa dopiero będzie rozpatrywana w sądzie okręgowym w Gliwicach. Ale po roku, zdaniem dyrekcji szpitala, Belskiemu "pomogła kolejna modyfikacja leczenia". I szpital, w grudniu 2015 roku wystawił pacjentowi pozytywną, miesiąc po tym, gdy mężczyzną zainteresował się mec. Wojtaszak.
Broll i Meszka walczą o miliony za pobyt w "psychiatryku"
Pierwszy spędził w rybnickim szpitalu 8 lat, drugi 11. Obaj za rzekome groźby karalne, których nigdy im nie udowodniono, ponieważ nie mieli procesu. Sąd bowiem, kierując się opiniami biegłych psychiatrów, uznał ich za niepoczytalnych.
Rybnicki szpital opuścili dopiero po wyroku kasacyjnym Sądu Najwyższego. Sprawę wniósł Rzecznik Praw Obywatelskich. Belski też nie miał procesu. Przyznaje się do kradzieży dwóch paczek kawy ze sklepu. Twierdzi jednak, że ochroniarze sklepu, którzy go na tej kradzieży przyłapali, pobili go i doliczyli mu pięć paczek, żeby jego czyn uznany był właśnie za przestępstwo, a nie wykroczenie. - Gdyby wtedy prokurator albo sąd wysłuchali Belskiego, może nie przypisali by mu występku i pan Belski nigdy nie znalazłby się w szpitalu psychiatrycznym - mówi Wojtaszak.
Prokurator w szpitalu
Sąd Najwyższy wytknął sądom niższych instancji, które skierowały Brolla i Meszkę na przymusowe leczenie psychiatryczne, brak rzetelności i powierzchowność. Szpital wyszedł z tego obronną ręką.
Ale prokuratura rejonowa w Rybniku prowadzi już śledztwo w sprawie bezprawnego przetrzymania Meszki. Wbrew swojej woli, już po wyroku Sądu Najwyższego spędził w rybnickim szpitalu jeszcze miesiąc. Wojtaszak chce też zainteresować prokuraturę sposobem leczenia, jakiemu był poddany Broll.
Policja w Rybniku, pod nadzorem prokuratora, bada również sprawę śmierci innego pacjenta rybnickiego szpitala. Został stamtąd przewieziony w zeszłym roku do szpitala miejskiego, gdzie zmarł na oddziale intensywnej terapii.
Więcej w "Blisko Ludzi" w TVN24 w jednym z najbliższych wydań.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: mag/wini/i / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice | Andrzej Kuberski